sobota, 1 marca 2014

Walentynkowy imagin Hexy cz. 2



     Witajcie kochani, niestety ferie dobiegają końca, ale cóż mówi się trudno. Przychodzimy do was dzisiaj z drugą częścią imagina. Będzie jeszcze jedna tak by zaspokoić waszą ciekawość ;)
Serdecznie zapraszamy na naszego drugiego bloga <klik>
Ostatnio natrafiłyśmy na fantastycznego bloga poświęconemu problemom. Dzisiaj pojawił się na nim projekt "Schudnijmy razem" polegać on będzie na wspólnym ćwiczeniu przez kilka tygodni. To wszystko dla naszego dobra, przecież każdy chciałby być zadowolony ze swojej sylwetki prawda?
Szczegóły na blogu: mamy-problemy.blogspot.com






       Chłopcy siedzieli w więzieniu od miesiąca. Mniej więcej poznali już reguły tu panujące i osoby, z którymi warto się zadawać. Niall okazał się „centrum towarzystwa” jak mówili chłopcy. Potrafił dogadać się ze wszystkimi, znał wiele szczegółów i plotek, a do tego nawet zaprzyjaźnił się z Tomlinson’em. Życie jakoś się toczyło, a grupa przyjaciół powoli się z nim oswajała, ale dzisiejszy dzień miał wyglądać trochę inaczej...
     - Zayn Malik – po Sali rozległ się donośny głos strażnika przepuszczony przez megafon – Masz widzenie.
 Mulat przełknął gulę rosnącą mu w gardle. Nie wiedział czego może się spodziewać. Cóż, kto mógłby go odwiedzić jak nie jego matka? Ale on nie miał odwagi się z nią widzieć. Poczuł pokrzepiającą rękę Liam’a na ramieniu i w końcu wstał z ławki. Każdy z nich już to przeszedł, tylko jeszcze nie on. Matka Li, odwiedziła go tydzień temu, chłopak zdradził im tylko tyle, że zakończyło się to interwencją strażnika, po czym zabroniono jej się widywać z synem. Nie chciał powiedzieć nic więcej, ale wszyscy dostrzegli czerwony ślad na jego ręce, którą zapewne zablokował cios. Kiedy dwa tygodnie temu Matka i brat Nialla go odwiedzili, chłopak wrócił przybity i załamany, nie odzywał i nie wychodził z celi przez kilka dni. Wtedy zaprzyjaźnił się z Louisem który, na ich prośbę czuwał nad blondynem, żeby nie zrobił nic głupiego. Koniec końców Tomlinson okazał się równym kolesiem.
Zayn wszedł do szarego pomieszczenia z czarnym stolikiem po środku. Na jednym z krzeseł siedziała jego matka. Na jej widok ścisną się jego żołądek. Miała zapuchnięte, czerwone oczy i okropnie bladą cerę. Kobieta ściskała w rękach swoją czarną koszulę. Brunet stanął jak wryty. Nie mógł znieś takiego widoku. A co gorsza wiedział że to przez niego. Strażnik mocno go popchnął, tak że stał prawie na środku sali. Tricia uniosła na niego swój zmęczony wzrok. Malik opadł na krzesło naprzeciwko niej. Zapadła głucha cisza. Kobieta patrzyła na syna, jednak ten nie mógł spojrzeć na nią.
     - Zayn spójrz, s-spójrz na mnie. – kobieta wydukała łamiącym zachrypniętym od płaczu głosem. – Zayn - chłopak uniósł wzrok. – Powiedz mi dlaczego, dlaczego coś takiego…
     - Mamo ja.. po prostu… chciałem pomóc...
     - I to uważasz za pomoc? – kobieta pękła i zalała się łzami. - Coś takiego? – mulat zacisnął palce tak mocno że aż zbielały. – Wiesz, że dziewczynki ciągle pytają? Co mam im powiedzieć? – kobieta skuliła ramiona i zaczęła w nie szlochać.
     - Mamo, przestań proszę. – Chłopak nie mógł wytrzymać, głos zaczął mu się łamać, ale musiał być silny. Resztę widzenia kobieta opowiadała o tym jak dziewczynki radzą sobie w szkole, jak tęsknią, o ich pierwszym zauroczeniu. Ani słowem nie wspomniała o gangsterach żądających pieniędzy.


                                                        ~~~~~~*****~~~~~~

W tym samym czasie.

      Liam i Niall siedzieli na ławce na spacerniaku, czując na sobie spojrzenie skinów i słysząc ich śmiech.
     - Ni, znasz ich? – Liam dyskretnie skinął głową na wytatuowanych łysych mężczyzn.
     - Em, tak jakby. – Blondyn dyskretnie spuścił głowę.
     - Na boga! Niall, co znaczy tak jakby? – brunet uniósł ręce w stronę nieba, jak na Londyn pogoda była dość ładna. Bezchmurne błękitne niebo i świecące jasno słońce. Zmrużył oczy, przed oślepiającym światłem i znów spojrzał na Nialler’a.
     - Cóż, wiem że raczej nas nie lubią…. I biorą. – blondyn spojrzał na Payne’a, który miał uniesioną brew prawię pod linie włosów. – Biorą, amfę.
     -  Zrozumiałem aluzję Nialler, ale skąd w więzieniu na boga Amfetamina. –Irlandczyk zaczerwienił się i spojrzał z lękiem w oczach na kumpla, który już otwierał usta żeby coś powiedzieć, kiedy przerwał mu głośny śmiech.
     - O proszę! - Chłopcy spojrzeli w stronę dochodzącego dźwięku. – Pan zły Bad-boy poszedł sobie na widzenie. Zostawiając nam na pastwę swoje owieczki. – skin pokręcił głową. – Bardzo źle zrobił. – Cała banda zaczęła zbliżać się do zdezorientowanych chłopców, i właśnie w tym momencie wkroczył Louis.
     - Przestań  Jack!  Ty, co ty masz do nich? – Tomlinson, uniósł brew i przyjął obojętną postawę.
     - Ojej, pan Wielmożny Louis Tomlinson, bawi się w niańkę? – Czwórka pozostałych mężczyzn zaśmiała się. Lou zacisnął pięści i rozluźnił je w przypływie emocji. Wściekłość aż z niego kipiała, w powietrzu wisiała bójka. Niestety Louis miał niewielkie szanse. Niall i Liam nie potrafili się bić, a sam w pojedynkę raczej nic by nie zdziałał. Właśnie, kiedy ogolony na łyso mężczyzna ruszył wolnym krokiem w stronę Tomlinson’a rozległ się nieco szalony śmiech.
     - Ojej! Jaci, jaci uspokój się. Złość piękności szkodzi – naprzeciwko grupki chłopaków stał lokaty chłopak z okularami przeciwsłonecznymi na nosie. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech przyozdobiony dołeczkami. Liam’owi wydawało się, że Niall westchnął z ulgą, kiedy go zobaczył.
     - Styles, ty pieprzona cioto! Nie mieszaj się! Tobie nic do tego! – Owy Jack zacisnął szczękę i zazgrzytał zębami.
     - Nawet nie wiesz ile mi do tego! Jeżeli obijesz mordkę tego tam farbowanego blondynka, to stanie się mniej atrakcyjny! A ja stracę na tym zbyt wiele… - Liam gwałtownie odwrócił głowę w stronę Irlandczyka, który zaczerwienił się pod jego sporzjeniem i odwrócił głowę w bok.
     - Styles, czy my o czymś nie wiemy - skin widocznie chciał zakpić z lokowatego, jednak ten go wyprzedził.
     - Oczywiście, że nie wiesz! – więzień przybrał na twarz wymowny uśmiech. – Nie wiesz, że jeszcze trochę Jaci i skończy ci się dopływ białego, magicznego proszku…  - oczy łysego powiększyły się, a on sam zaczął mamrotać coś niezrozumiale, po czym później opuścił chłopców razem ze swoją bandą.
     - No to Styles… - Louis zaczął – Czego chcesz? Nigdy nie robisz nic za darmo…
     - Owszem nie zaprzeczę. Ale nie chcę nic od ciebie – popatrzył na Nialla – Co ty na to blondi?  - Liam’owi opadł szczęka, chłopak odwrócił się do swojego przyjaciela.
     - Ni... Skąd ty… - Irlandczyk poniósł rękę w stronę przyjaciela.
     - Dobra, ile? z kim? I gdzie tym razem? – jeżeli Liam wcześniej był zdziwiony, to teraz prawie spadł z ławki.
„Niall i że co… kurwa?!”
     - Ha, ha! Cieszę się, że współpracujesz blondasku. No więc tak. Dwie tabletki ekstazy, Josh Lingwood cela sto dwanaście. Możesz negocjować cenę od sześciu dych w górę. – chłopak wzruszył ramionami – Drogo, ale  po pierwsze nie łatwo zdobyć coś takiego w więzieniu, a po drugie dopłaca za twoją śliczną buźkę. – Liam chciał już coś powiedzieć, ale ubiegł go Louis.
     - Czekaj, Niall diluje dla ciebie? Ten NIALL? – Chłopak zarumienił się i spuścił wzrok.
     - Cudownie nie? Wiesz jak wzrosła mi klientela?! – Liam’owi znów przerwano – Dobra, lecę na razie. Przyj do mnie później po towar! – Styles uniósł rękę na pożegnanie i odszedł. Irlandczyk nieśmiało spojrzał na przyjaciela i Louisa.
     -  Jakim w ogóle cudem ty… nie ważne. – Brązowooki pogładził zmarszczkę pomiędzy brwiami – Chyba musimy porozmawiać. Ale poczekamy na Zayn'a…


                                                          ~~~~~~*****~~~~~~


      - Czyli co? – mulat chodził w tą i z powrotem po celi swojej i Liam’a – Dilujesz? Tak od? – Niall skinął głową. – Od kiedy?
      - Od, od kilku tygodni. – Irlandczyk spojrzał Zayn'owi prosto  w oczy. Ten tylko spoglądnął na niego spod przymrużonych powiek. – od kiedy miałem widzenie. Harry przyszedł do mojej celi, kiedy nie było tam Tommo…
     - No nie! Ten przymuł  w mojej celi?! Jeszcze czegoś mi tam pewnie naniósł!
     - Nie martw się. Cały towar trzyma u siebie. Ja tylko go dostarczam. – wszyscy zwrócili głowy w stronę głosu Nialla. Dotychczas niepewny Irlandczyk siedział prosto pod ich przytłaczającymi spojrzeniami. W pomieszczeniu zapanowała cisza.
     - Bierzesz? – Mulat stojący przy wejściu do klitki skrzyżował ręce na piersi. Irlandczyk zamrugał oczami, jakby nie wiedział o co chodzi – Pytałem czy bierzesz - krzyknął podirytowany mulat.
     - Nie! – wykrzyczał i wstał ze swojego miejsca. – Nie! Ja tylko to rozprowadzam. Harry potrafi załatwić wszystko i po prostu… ja... – Horan opadł powrotem na siedzenie i rozpłakał się. Liam od razu podszedł do niego i zaczął go pocieszać.
     - Nie… nie wytrzymam. – chłopak zaczął mocniej szlochać -  Ja… ja naprawdę nie… nie biorę. Ja tylko…
     - Spokojnie Nialler. Uspokój się. Powoli. – Liam zaczął jeździć ręką po plecach niższego.
     - Oni i tak biorą. Ja… ja tylko negocjuję ceny i sprzedaję towar.  – w pokoju zapanowała nerwowa atmosfera. Ciszę w końcu przerwał Zayn.
      - Dobra. – wszyscy spojrzeli w jego kierunku. – Do póki nie bierzesz jest w porządku. – kamień spadł z serca Irlandczyka. – Nie było mnie ledwie godzinę… Macie jeszcze jakieś nowości?- wszyscy zebrani pokręcili głową.
     - Jak było na widzeniu zayn?
     - Póki co w porządku - odparł mulat, którego wzrok zatonął w podłodze.


                                                       ~~~~~~*****~~~~~~


Wysoki mulat wparował do swojej celi wściekły, uderzając ręką o obramowanie piętowego łóżka.
- Kurwa, do jasnej jebanej cholery! – Brązowooki przysiadł na podłodze i podparł się plecami o łóżko. – Dlaczego, dlaczego akurat teraz… - w pomieszczeniu uniósł się odgłos tłumionego szlochu.


                                                       ~~~~~~*****~~~~~~
W tym samym czasie.


     - Li, nie wiesz gdzie jest Zayn? Powinien już wrócić.
     - Taa, w sumie…
     - Helloooooł blondasku! – Lokowaty chłopak w okularach przeciwsłonecznych zjawił się nie wiadomo skąd. – Masz dzisiaj wolne?
     - Harry? Co tym razem? – Niall siedzący na ławce uśmiechnął się od uch do ucha.
     - cela 214. Cztery gramy amfy - Styles zmierzył wzrokiem zebranych. Liam wywrócił oczami.
     - Ni, naprawdę nic cię nie nauczył tygodniowy pobyt w izolatce? – chłopak spojrzał prosto w lazurowe oczy niższego – ciągle musisz zadawać się z tym błaznowatym idiotą? – lokowaty zaśmiał się szaleńczo.
     - A tak w ogóle co się stało temu waszemu kumplowi?
     - Co masz na myśli, Szalony palancie? – Louis odezwał się po raz pierwszy od dłuższego czasu.
     - No nie wiem. Mijałem waszą celę. – wzruszył ramionami – Robił tam małe przemeblowanie- wskazał palcem na Liam'a – Lepiej się pośpiesz, bo nie będziesz miał gdzie spać. – Styles zmierzył Payne'a wzrokiem . – Cóż… Zawsze możesz przyjść do mnie. – posłał im jeszcze szalony uśmiech obracając się kilka razy wokół własnej osi, po czym odszedł w przeciwną stronę.
- Co… To kurwa było…? – Liam siedział z otwartymi ustami.
- Nie przejmuj się. On czasami ma takie odpały. – Irlandczyk wzruszył ramionami. – Pewnie coś wziął. Chodźmy lepiej do Zayna…


                                                      ~~~~~~*****~~~~~~


      Kiedy chłopcy znaleźli się przy celi zastali bruneta skulonego przy łóżko i opartego o nie plecami. Wszyscy trzej natychmiast spojrzeli po sobie. Liam zrobił krok na przód.
     - Zay… Co się dzieje? – Pozostali chłopcy weszli zaraz za Paynem. – Zayn...- Kiedy ze strony mulata brakło jakiejkolwiek reakcji, Niall usiadł obok niego na podłodze i położył rękę na jego plecach.
     - Zaynii… co się dzieje? Wiesz, że ze wszystkim ci pomożemy, prawda? Nawet jeżeli trzeba by było coś ukraść…  - mulat zadrżał a Liam przybrał na usta melancholijny uśmiech. Pamiętał te słowa, to on pierwszy raz je wypowiedział. W wieczór kiedy Zayn przyszedł do nich i powiedział, że jego rodzina ma problemy.
     - Chłopcy źle do tego podchodzicie. – Louis mruknął prawie niesłyszalnie. Tak że tylko Li to usłyszał. Spojrzał pytająco na Tomlinson'a, ten posłał mu pocieszający uśmiech i mrugnął a następnie ryknął na cały głos.  Tak że mulat uderzył plecami na łóżko a farbowany Irlandczyk podskoczył na miejscu.
    - Zayn ty zdziadziała cioto! – Liam popatrzył na najstarszego z szokiem wymalowanym na twarzy. Louis nic sobie z tego nie robił tylko odparł już łagodnym tonem. – Zważając na to, że jutro będę miał przez ciebie okropną chrypkę, możesz nam łaskawie wyjawić co się stało? - Zayn wziął głęboki wdech i popatrzył na przyjaciół.
     - Oni się wcale nie odwalili – chłopcy spojrzeli na niego pytająco. – Ciągle grożą moim siostrom. Matka nie wie co robić… -  w tym momencie jakby trybiki przeskoczyły w ich głowach, wszystkich oprócz Lou..
     - Taaa, mógłbyś trochę jaśniej? Ciągle nie wiem o co chodzi. – Tutaj inicjatywę przeją Li.
     - Wiesz jak się Tu dostaliśmy prawda? – Lou skinął głową.
     - Za kradzież. Obrobiliście Jakiegoś tam jubilera. – Liam przytaknął.
     - Ale zrobiliśmy to nie dla pieniędzy… Znaczy w pewnym sensie… - widząc że Liam zaczął się plątać zaczął Horan.
     - Zrobiliśmy to dlatego, że ktoś groził rodzinie Zayn'a… Jego młodszym siostrą. Potrzebowali pieniędzy. – Malik zacisnął ręce w pięści przypominając sobie, że to przez niego wszyscy się tu znaleźli.
     - Oh, - to jedyne co był w stanie wydusić Louis. Spodziewał się, że chłopcy nie dopuścili się zbrodni bez przyczyny, ale nie wiedział że chodziło o coś takiego.
     - Nie mam jak im pomóc. – Zayn wyszeptał cicho z oczami wbitymi w przestrzeń.
     - Ej stary! – Niall wykrzyczał, a wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem – Coś wymyślimy! Damy radę! – Liam nie mógł uwierzyć. Ten mały cichy niepozorny irlandzki chłopiec jakiego znał wcześniej. Ten którego osłaniali na boisku pierwszego dnia szkoły przed Josh'em i jego bandą. Teraz siedział tam taki pewny siebie i zdeterminowany.
     - Blondi ma rację. Coś wykombinujemy. – Lou dołączył się do chłopaka.
     - Tak – Li uśmiechną się blado. – będzie dobrze Zayn.


                                                        ~~~~~~*****~~~~~~


     - Ha, ha, ha, - w pomieszczeniu zabrzmiał złowieszczy śmiech. – Naprawdę sądzicie, że uciekniecie z tego więzienia?
     - Harry! Ciszej proszę – siedzący w kącie celi blondyn jękną. – Nikt nie może usłyszeć!!
     - Taa, więc twierdzicie, że wy… czwórka chłoptasiów chcecie uciec z monitorowanego, strzeżonego więzienia? – Styles uniósł brwi wysoko.
     - My, - przerwał Zayn, a Louis prychnął. – My uciekniemy, ty razem z nami.
     - Och… - Styles wyszczerzył zęby ukazując dwa dołeczki – Więc mówcie…


                                                        ~~~~~~*****~~~~~~


     - Hej, Lou, um… denerwujesz się? Ja bardzo… - Dwoje chłopaków siedziało na piętrowym łóżku  wpatrzonych w pustą ścianę.
     - Daj spokój. Wszystko jest już załatwione. Dzisiejsza noc jest tą, w którą musimy to zrobić… - w pomieszczeniu zapadła chwila ciszy -  Musimy uciec. To jedyny termin. Następna szansa nadarzy się dopiero za trzy miesiące. Wtedy może być za późno – raz na trzy miesiące przyjeżdżała ciężarówka, która miała odbierać więźniów przeznaczonych do resocjalizacji. samochód przewoził ich do specjalnej placówki. To jedyny czas, kiedy strażnicy tracili czujność i wyłączyli większość zabezpieczeń.
     - Tak masz rację… uda się musi.
     - Musi – powtórzył, jak echo Louis.


                                                        ~~~~~~*****~~~~~~


      Piątka chłopców spotkała się pod celą Malika. Magnetyczne karty między zamkami cel jednak podziałały. Kraty nie zamknęły się i wszyscy mogli wyjść. W tym momencie chłopcy zobaczyli czuprynę ostatniej nieobecnej osoby - Stylesa.
- Wszystko gotowe? – Malik popatrzył na lokowatego.
- Jasne - uśmiechną się cwaniacko – Do towaru strażników dosypałem składnik pigułki gwałtu. A blodni – Harry mrugnął do Nialla – Dostarczył im towar bezbłędnie.
- Dobrze. Czyli monitoring mamy z głowy. – Harry nie silił się na słowa i po prostu skinął głową.
- Lou, na pewno mamy gdzie się zatrzymać? – Lou przewrócił oczami i wyszeptał.
- Taak, powtórzę ci to tysięczny raz, ale tak, mamy gdzie się zatrzymać. Mamy także bilety…
- Dobra… - Zayn wziął głęboki wdech. – Gotowi?- wszyscy skinęli głowami – Idziemy. – ostatnie dwa miesiące przygotowywali się do tej ucieczki, więc nie mogli teraz tego spaprać. Pierwszy etap należał do Niall'a. Korzystając z tego, że prawie wszyscy go znają i lubią, a reszta akceptuje, musiał ustalić dogodny termin do ucieczki. Już około tygodnia od swojego postanowienia, że się stąd wydostaną, wiedzieli kiedy to zrobią. 22.03. tak brzmiał termin. Niall dowiedział się od Barda, najstarszego skazańca, że od dawien dawna ten termin jest przestrzegany do wywozu więźniów., więc nie było dyskusji. Starzec za tą informację chciał jedynie tabliczkę mlecznej czekolady. Nie było trudno ją załatwić.
      W swoją akcję wciągnęli również Styles'a. Głównie dla tego, że strażnicy kupowali od niego prochy, więc z łatwością mógł przy nich pokombinować i uśpić ich na czas ucieczki. Mniej więcej w połowie pierwszego miesiąca przygotowań na dziedzińcu rozpętała się bójka, którą wywołał Zayn. Uderzył jednego z największych osiłków w więzieniu, trafił za to do izolatki na tydzień. Strażnicy uznali, że tyle mu wystarczy. Obrażenia były już wystarczającą karą. Podbite oko i potłuczone żebra oraz rozcięta warga. Wtedy właśnie Li przebywał w bibliotece miejskiej. Wszyscy strażnicy musieli stawić się na dziedzińcu, żeby opanować sytuację. A pani Wenns - bibliotekarka, jako, że jest niesamowicie ciekawską osobą również tam poszła. Mało kto odwiedza to miejsce, a tego dnia nie było tam nikogo. Liam skorzystał z komputera bibliotekarki, ponieważ tylko ten miał dostęp do bazy danych. Pozmieniał ustawienia tak, żeby w dniu przybycia konwoju byli jedynie ci strażnicy, którzy kupują towar od Harry'ego. Zdążył w sam raz zanim otyła kobieta wróciła. Więc drugi etap planu, był gotowy.
Następne zadanie znów wypełniał Niall. Musieli znaleźć dobre miejsce do podkopu, bo to był jedyny sposób by uciec. W końcu dowiedzieli się, że w więziennej piwnicy jest takie miejsce… Co prawda podłoga była wyłożona betonem, ale dalej był zapomniany składzik. Oczywiście wszyscy myśleli, że są to tylko plotki, które od lat chodziły po tym więzieniu. Inaczej połowa bandytów znikałaby niepostrzeżenie. Podobno wybudowano go podczas stawiania całego więzienia na żądanie ówczesnego celnika, aby miał gdzie schodzić się ze swoją kochanką, która była tutejszym psychologiem. Były to jedynie pogłoski, ale warte sprawdzenia. Więc Louis zgłosił się na ochotnika by pomagać woźnemu, dzięki czemu miał dostęp do piwnicy. Strażnicy zgodzili się ponieważ myśleli że chce się zresocjalizować. Tajnego pomieszczenia szukał prawie pół miesiąca i już tracił nadzieję. Jednak okazało się że ów składzik znalazł wcześniej woźny i po prostu zaczął w nim składować mopy, wiadra i temu podobne. Niebieskooki chciał przywalić głową w mór! Przecież był w tamtym miejscu niezliczoną ilość razy. Jak mógł tego nie zauważyć?! I dopiero staruszek musiał mu to powiedzieć, przy kubku herbaty!  Podłoga była wykonana z drewna, do tego dość przegnitego, więc dalej poszło dosyć łatwo. Na zmianę z Liamem, zajmowali się stopniowym podkopywaniem tunelu. Dziurę zasłaniali dekami, które wcześniej ściągnęli i do tego zastawiali koszem na śmieci, tak na wszelki wypadek. Tunel sięgał do połowy spacerniaka, dalej nie można było działać, ponieważ kopiąc go natrafili na skałę. Nie wiedzieli jak ją ominąć, więc nie ryzykowali. Tunel wylotowy nie rzucał się w oczy, ale dla bezpieczeństwa zastawili go ciężkimi stołami, które dzisiejszego popołudnia odsunęli.  Po dwumiesięcznych przygotowaniach byli gotowi i teraz zmierzali ku wolności.
Teraz znajdowali się przy zejściu do piwnicy, odetchnęli głęboko. Woźny na szczęście nie zamknął drzwi, choć i na taką ewentualność byli przygotowani. Liam nauczył się otwierać zamki wytrychem, co mogło się kiedyś przydać. Wśliznęli się cicho po schodach, i pomknęli  prosto do składziku. Wtedy Zayn i Liam jako najsilniejsi odsunęli ciężki kosz i podnieśli belki. Niall i Louis spojrzeli po sobie z niepewnością. Jasne Lou kopał ten tunel, ale nie wiadomo, czy po przeciwnej stronie nie będzie strażników. Nabrał głęboko powietrza do płuc i wypuścił je ze świstem. Ku jego zaskoczeniu nawet szaleniec Harry nie próbował rzucać jakimiś kiepskimi żartami.  Po prostu stał tam w milczeniu i patrzył na dziurę przez swoje przyciemniane okulary.
       Wszyscy stali tam chwilę niepewni, ale w końcu Styles pochylił się i skoczył do tunelu, który okazał się tak wąski, że trzeba było się czołgać na kolanach i łokciach. Za lokowatym skoczył Nialler, zaraz po nim Zayn, Louis a na końcu Liam przykrywając jeszcze jak najdokłądniej deski, by jak najdłużej zmylić ewentualny pościg. Kiedy Li dotarł do końca z ziemi pomogła mu wyjść silna ręka Zayna,. Gdy stanął na nogi poklepał go po ramieniu, a potem wszyscy schowali się za stojącą tam furgonetką. Do innej stojącej przed drzwiami zapakowano właśnie szalonego Jo, z zali naprzeciwko Styles'a. Niall zdążył go trochę poznać. Chłopak siedział za handel kradzionym towarem. Wydawał się być miły, jednak Harry nie raz ostrzegał go przed nim. Zayn dał im znak ręką i wszyscy ruszyli w stronę ogrodzenia. Louis upadł przed nim na kolana wyciągając sekator, który sam wyniósł z asortymentu woźnego. Jednym ruchem rozciął płot i wyślizgnął się za niego, a za nim podążyła cała reszta. Adrenalina towarzysząca im przy tym była niesamowita. Ciągle bali się, że ktoś za nimi zawoła, że ktoś ich zauważy. Jednak z drugiej strony to, że niedługo mogli być wolni, poczują smak normalnej kawy, zobaczą prawdziwe domy, odwiedzą swoich bliskich. Już niedługo… jeżeli się uda. Kiedy cała piątka była już za murami twierdzy, zaczęli uciekać w stronę pobliskiego lasu. Był niewielki, ale jednak mógł dać im schronienie na trochę czasu.
Biegli przez cały czas. Jednak, kiedy dotarli w sam środek puszczy Zayn się zatrzymał i wrzasnął na całe gardło - Jetseśmy wolni! - Liam od razu do niego doskoczył.
     - Zamknij się idioto!! Mogą nas usłyszeć.
     - Li, - Zayn złapał go za ramiona – Rozumiesz to jesteśmy wolni! Wolni!
     - Nie długo pobędziemy, jeśli będziesz się tak wydzierał. – Liam próbował powiedzieć to oschle, ale na jego twarzy gościł radosny uśmiech. Po odwróceniu się w lewo ujrzał rozradowanego Niala gadającego z Louisem, a koło nich podążał szalony Harry, który właśnie przybił piątkę chłopcom Irlandczykowi

sobota, 22 lutego 2014

DESTINY OF THE LOVE #12

Witajcie! Jak tam mijają ferie? Nam pierwszy tydzień niestety strasznie szybko zleciał, no ale cóż, jeszcze kilka dzionków jest. Jak pamiętacie założyłyśmy drugiego bloga, w czasie nudy serdecznie zapraszamy: <klik> Dzisiaj przychodzimy do was z kolejną częścią Destiny. Życzymy miłego weekendu i pozdrawiamy ;)


                                                          ~~~~~~*****~~~~~~



      Zaspany Niall podążył ku łazience. Gdyby go ktoś teraz zobaczył pomyślałby, dlaczego taki chłopak nie ma dziewczyny. Obcisłe bokserki leżały idealnie na jego biodrach, a fryzura rozwiana na wszystkie strony świata dodała mu jeszcze większego seksapilu. Trzeba było przyznać, że nasz Nialler był całkiem nieźle zbudowany. Przecież nie na marne chodził na siłownię cztery razy w tygodniu, a potem kwiczał że wszystko go boli. Problem chłopaka nie polegał na tym, że nikt nie był nim zainteresowany. Gdzie się nie obejrzał, tam zawsze uśmiechała się do niego jakaś dziewczyna. On po prostu się wstydził. Nie miał odwagi zagadać, najczęściej odwzajemniał uśmiech i uciekał gdzie pieprz rośnie. Jego nieśmiałość towarzyszyła mu od dziecka. Już w przedszkolu omijał dziewczyny wielkim łukiem. Kiedyś zapomniał drugiego śniadania. Koleżanka, którą dążył szczególnym uczuciem chciała mu oddać jedną ze swoich kanapek, ale ten był tak oszołomiony, że odmówił. Pomyślcie, jaki musiał być zdesperowany, żeby zrezygnować z jedzenia. To co najbardziej utrudniała mu kontakty z dziewczynami był strach przed zbłaźnieniem i odrzuceniem. On po prostu był bardzo wrażliwym chłopakiem i bał się, że ktoś go zrani, bał się nieodwzajemnienia uczucia. Po omacku odszukał włącznika światła. W tym momencie w jego głowie pojawiło się pytanie, dlaczego wybrał sobie takie małego okna, a nie wielkie, ekskluzywne szyby, dające pomieszczeniu wspaniały klimat. Chyba największym powodem, były obawy, że ktoś może go przez nie podglądać. Podszedł do umywalki i przekręcił kran. Ocucił się wodą, najprawdopodobniej zimną, bo na jego ciele pojawiła się gęsia skórka. Po przyjrzeniu się sobie dokładnie w lustrze, sięgnął po elektryczną maszynkę do golenia, zapewne zobaczył w nim odbicie kowboja. Po skończeniu czynności, przeczesał włosy po czym zbliżył się ponownie do zwierciadła. Przyglądał się sobie przez jakiś czas, następnie powiedział
     - Co przyjacielu, jakoś wyglądamy- uśmiechnął się do odbicia, jednak natychmiast radość znikła z jego twarzy. W pomieszczeniu rozległ się odgłos kumkania żaby. Blondyn złapał się za brzuch. - Ocho! Czas coś zjeść. Przeszedł przez, biały korytarzyk, stąpając po ogrzewanych od dołu kafelkach. Dochodziło do połowy października, także ciepełko było wskazane, a Niall to szczególny zmarzluch. W wolnym czasie prawie zawsze przesiadywał w domu, swoim lub któregoś z chłopców. Po prostu był domatorem, lubiącym wyłożyć się na kanapie i nie przejmować się tym, że ktoś go może zobaczyć. Przetrząsał szafki w poszukiwaniu jedzenia, kiedy to rozległ się dzwonek telefonu. Uśmiechnął się szeroko, jakby wiedział, kto dzwoni. Podbiegł do komórki i odebrał połączenie.
     - No cześć. Czekałem, kiedy zadzwonisz. I jak tam wszystko w porządku? Nie przejmuj się wszystko będzie dobrze. I co będziesz jutro? To wspaniale! Pamiętaj widzimy się w klubie "Fenix" o 18:00. Dobra, nie naciągaj sobie. Pa. Odłożył telefon i wydając z siebie radosne odgłosy, energicznie zakręcił się dookoła własnej osi.


                                                              ~~~~~~*****~~~~~~


       Powolnym krokiem kierowała się w stronę piekarni. Może nie była to dobrze płatna praca, ale Megan czuła się tam na prawdę dobrze. Nie musiała się stresować, siedziała w malutkim pomieszczeniu doglądając pieczywa i różnego rodzaju słodkich bułek. Nie raz po kryjomu podjadała sobie jagodzianki. Tak, bułka z jagodami była jej ulubioną. Już jako mała dziewczynka, wraz ze swoim przyjacielem kupowali sobie po jednej i siedząc na małym mostku przyglądali się płynącej wodzie. Do tego w firmie państwa Mcqueen panowała bardzo miła atmosfera. Dziewczyna czuła się jak w rodzinie, zawsze można było liczyć tam na wzajemną pomoc. Pewnie gdyby tylko chciała dostałaby kilka dni urlopu, ale ona nie dopuszczała tego do swojej świadomości. Dobrze wiedziała, że w domu nie wytrzymałaby ani minuty, że po prostu by tam zwariowała. Te myśli, które gnębiły jej umysł w każdej wolnej chwili, zadręczyłyby ją na śmierć. Pchnęła wielkie drzwi wejściowe, których na początku swojego zatrudnienia nie była w stanie otworzyć. Zawsze syn szefa wychodził jej na przeciw i pomagał przy tych "gwiezdnych wrotach". Dopiero po pewnym czasie doszła do wprawy i sama bez problemu dawała sobie z nimi radę. Starsza kobieta usłyszawszy dzwoneczek odwróciła się i posłała Megan poczciwy uśmiech.

     - Dzień dobry Panno Marie. Słychać było, że Meg została pozbawiona całego entuzjazmu. Kobieta, która była założycielką firmy wytarła nos w swoją białą chusteczkę.
     - Witaj skarbeńku, jak tam nastrój? - Troskliwy wyraz twarzy od razu zdradzał, że brunetka była dla kobiety bardzo ważna.
     - A jakoś leci - próbowała wymusić uśmiech, ale niezbyt jej to wyszło. Nie miała ochoty rozżalać się nad swoim losem dlatego szybko zmieniła temat - A co panią katar dopadł?
     - A no widzisz... Apsik!! kochana. Coś się przypałętało do starego babsztyla.
     - Moja babcia miała skuteczny przepis na przeziębienie. Mleko z czosnkiem i miodem, tylko wtedy bliskie kontakty z rozmówcą nie są wskazane.
     - Tak się cieszę, że ciągle masz te swoje poczucie humoru - Ucieszyła się Marie.
     - Kiedyś to byłam prawdziwa ja, teraz ratuję się tym przed całkowitą depresją - westchnęła Megan, rzucając się bezradnie na krzesło. W tym momencie mina starszej pani była taka smutna, jakby to ona przechodziła to piekło.
     - Moje dziecko - wyszeptała staruszka łapiąc dziewczynę za dłonie, jej zaś były takie chłodne, jakby już dawno straciły prawidłowe krążenie. Nic dziwnego miała już te swoje 80 lat, ale duchem przeganiała nie jedną nastolatkę. Cieszyła się każdą chwilą z życia, która dla niej mogła być tą ostatnią, do tego zawsze wspierała wszystkich swoimi mądrymi radami, widać było że przeszła wiele w życiu. Wyraźne zaznaczone rysy twarzy i poniszczone ręce, tak... w wieku 16 lat wywieźli ją do niewoli, pracowała, jako pomoc domowa u niemieckiej rodziny. Zastanawiacie się teraz zapewne, jak to możliwie, przecież do Anglii nie dotarli Niemcy z tymi okropnymi buldożerami niszczącymi każdy skrawek ziemi, niszczący szczęście ludzkie, na które zasługuje każdy z nas. Otóż nasza pani Marie był litewską żydówką. Dopiero po drugiej wojnie światowej wyjechała do Anglii i poznała swojego męża pana Mcqueen. - On nie zasługiwał na takiego anioła, uwierz mi skarbeńku. Pomyśl, może lepiej, że to wszystko stało się teraz. Może w innym przypadku dowiedziałabyś się tego dopiero po ślubie, dopiero wtedy gdy tworzylibyście szczęśliwą rodzinę wraz z waszym dzieckiem. Pamiętaj, nic nie dzieje się bez przyczyny. Ktoś nami kieruje tam u góry, widocznie tak miało się stać. Jestem pewna, że jeszcze doznasz takiego szczęścia jak nigdy dotąd i w twoim brzuszku będą fruwać takie motylki, że nie będziesz w stanie usiedzieć nawet chwili bez swojego mężczyzny- Niby te słowa dały mają iskierkę nadziei Megan, ale ona nie chciała innego mężczyzny, po prostu nie znała drugiego, którego tak by pragnęła i kochała.
     - Dziękuję pani za wszystko - powiedziała ocierając łzę rękawem, nagle się wzdrygnęła i szybko wstała - No nic, muszę iść do pracy, jeszcze raz dziękuję - złapała za torbę, która leżała obok niej na ziemi. Skierowała się ku małym drzwiom. Gdy trzymała już ich klamkę odwróciła się jeszcze do Marie z żalem w oczach. Ta odwzajemniła się znikomym uśmiechem, który oznaczał, że wszystko będzie dobrze.


                                                            ~~~~~~*****~~~~~~


       Megan miała właśnie przerwę na lunch, jak zwykle przyszykowała sobie ciepłą bułkę prosto z pieca i nałożyła na nią twarożek. Usiadła i sięgnęła po jej połówkę. Popatrzyła spod byka na pieczywo i krzywiąc się odłożyła na talerzyk. Już od kilku dni nie miała apetytu, najczęściej tylko piła, a poza tym jadła jedynie to, co podstawiła jej pod nos mama. Westchnęła i spojrzała na telefon. Zero wiadomości. "Jednak nic dla niego nie znaczę". Nagle w jej oczach pojawiły się iskierki, miała jakiś pomysł, który spowodował, że znów widoczny był u niej ten wigor, jak dawniej, gdy jeszcze wszystko było idealnie. Chwilę szperała w swojej torebce po czym wyciągnęła z niej małą, żółtą karteczkę. Wystukała numer w klawiaturę komórki i wsłuchiwała się w sygnał. - Hej, To ja Megan. No czuję cię coraz lepiej - skłamała - Okej, będę na 18:00 w klubie "Fenix" To do zobaczenia - zakończyła połączenie. Założyła fartuch i powróciła do sypania maku na bagietki.

piątek, 14 lutego 2014

Walentynkowy imagin Hexy cz.1



Witajcie! W ten uroczysty dzień, jakim są walentynki przychodzimy do was z prezenciorem. Otóż Hexa przygotowała imagin. My niestety nie mamy czego świętować, bo brakuje nam do tego tej drugiej połówki, ale co tam lody i czekolada same się nie zjedzą, a przy desperacji to nawet wskazane. Ale za to wam życzymy dużo czułości i buziaków. Dzisiejszy One shot, który będzie podzielony na części jest również rekompensatą za 10 tys. wyświetleń. Chcemy się wam odwdzięczyć za to, że jesteście z nami. Ostatnio dużo myślałyśmy z Hexą i postanowiłyśmy założyć NOWEGO BLOGA Oczywiście tego nie zaniedbamy, możecie być o to spokojni. Po prostu nasza wyobraźnia stworzyła nową historię, którą chciałybyśmy przelać w formę opowiadania. 
Mamy nadzieję, że chociaż zaglądniecie, może akurat fabuła was zaciekawi, jest całkowicie inna niż na tym blogu. Pojawiła się tam już zakładka z bohaterami także serdecznie zapraszamy.



                                                          NOWY BLOG!!!            


                           -->  i-wanna-hold-you.blogspot.com   <--





     - Co ty kurna wyprawiasz! Rzucasz jak baba! – Wysoki mulat w białym podkoszulku wydarł się na niższego, farbowanego blondyna.
     - O jasne, ja pierdole odezwał się Coby Bryant!  - Niall mimo swojego niepozornego wzrostu doskoczył do mulata.
     - Chłopaki przestańcie!  – trzeci z nich stanął z piłką w dłoniach.
     - Nie będę grał z taką ciotą! –  krzyknął Zayn, po czym odwrócił się i sięgnął po butelkę wody, wypijając ją duszkiem. Delikatna strużka spłynęła po jego podbródku, torując sobie drogę przez szyję i zniknęła za materiałem koszulki.
     - Nie wiem… jakoś się dogadajcie, ja  już się zmywam. Nie pozabijajcie się jak mnie nie będzie.
     - Dobra Li, czekaj na mnie idę z tobą – Niebieskooki podbiegł do swojego roweru, podniósł go i ruszył w stronę bruneta.
     - O  kurwa, pedalstwo się szerzy. – młody Irlandczyk pokazał mu tylko środkowy palec i odjechał.  Zayn prychnął i wzruszył ramionami. Założył na siebie swoją czarną bluzę z kapturem, który zaciągnął na głowę, zabrał plecak, a następnie ruszył w stronę domu.

                                                            ~~~~~~*****~~~~~~

     - Hej mamo. Co na obiad? – kobieta przetarła oczy rękawem swojego fartucha. Chłopak usiadł przy stole i zatarł dłonie.
     - Zayn idź umyć ręce. Już podgrzewam pomidorową. – Chłopak zauważył zły nastrój rodzicielki, który utrzymywał się już od kilku dni. Niestety ta nie chciała wyjawić o co chodzi.
     - Mamo co się dzieje? – w jego głosie wyraźnie było słychać irytację.
     - Nie nic - kobieta postawiła brunetowu talerz z parującą zupą. – Jedz już.  – Chłopak popatrzył na danie, zawsze kochał jeść zupy swojej matki. Kobieta świetnie gotowała, a już w szczególności pomidorówkę, jednak teraz odeszła mu na nią ochota.
     - Możesz mi w końcu powiedzieć o co chodzi ? – chłopak wstał gwałtownie przewracając talerz  - Przecież widzę, że coś jest nie tak!
     - Zayn Jawad Malik uspokój się ! – mulat skarcony natychmiast usiadł na krześle, a kobieta westchnęła.        - Chcesz znać całą prawdę? To proszę bardzo! Nie mamy nic, kompletnie nic! wszystko stracone, pójdziemy pod most! – rodzicielka zalała się łzami.
     - C-co? Jak to? – Zayn zerwał się na równe nogi, kiedy się otrząsnął podbiegł do niej i przytulił w pocieszającym geście. – Mamo, powiedz mi… Dlaczego do cholery? – Kobieta zaczęła mówić przez łzy
     - Twój ojciec on… Zapożyczył się u jakiś bandziorów i teraz my musimy to spłacić – Zayn myślał, że się przesłyszał, ten cholerny cham narobił im długów i odszedł? Na pewno, go zabije! Chłopak starał się jednak myśleć racjonalnie.
     - Mamo chodźmy z tym na policję oni…
     - Nie! – chłopak był wyraźnie zdziwiony – Oni zagrozili mi, że… że jeśli coś zrobię, skrzywdzą dziewczynk - Zayna zatkało "co za skurwiele!"
     - Mamo nie płacz, coś wymyślę…

                                                              ~~~~~~*****~~~~~~

Zayna mocno zaciągał się dymem papierosa, poczym rzucił go na podłogę i zgniótł podeszwą swoich traperów.
     - Ej, kurwa! Nie śmieć mi tu! - dopiero po pewnym czasie chłopak zorientował się co zrobił.
     - Sorry Li … -  sięgnął po puszkę piwa, a Niall wyciągnięty na łóżku spoglądnął na kumpla i klepnął go w tył głowy.
     - Rozchmurz się. Pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć. – chwila ciszy zapanowała w pokoju, w czasie której Zayn pociągnął łyk piwa.
     - Nawet jeżeli będzie trzeba coś ukraść, to jesteśmy z tobą - mulat podniósł głowę i popatrzył na nich z iskrą w oku.

                                                                ~~~~~~*****~~~~~~

     - Zayn pośpiesz się!
     - Kurwa, zamknij się, staram się! – ręce chłopaka trzęsły się, kiedy próbował złączyć kabelki
     - Cholera – pisnął farbowany blondyn – Chyba ktoś idzie… - Zayn wyskoczył z auta i schował się za kontenerem na śmieci. Kiedy wyjrzał zobaczył, że z zza rogu wychodzi kot wesoło wywijając ogonem.
     - Ja pierdole Horan! Nie panikuj jak mała dziewczynka! – Warknął mulat i wrócił do przerwanej czynności. Po chwili było już słychać warkot silnika. Pozostała dwójka weszła niepewnie do pojazdu.
     - Zayn - Liam popatrzył na swojego przyjaciela pytająco – Wiesz, ja tylko żartowałem…. Jesteś pewien, że nie ma innego sposobu ? – mulat zapatrzył się w pustą przestrzeń.
     - Nie li, nie ma…

                                                               ~~~~~~*****~~~~~~

     - Miejmy nadzieję, że Niall podrobił dobre klucze.
     - Ej, może jestem idiotą, ale nie aż takim – zamaskowana postać jedynie wzruszyła ramionami – I nie mów mi po imieniu, ktoś może podsłuchać jestem Blondasek.
Drzwi otworzyły się ze stłumionym odgłosem  i trójka weszła do środka.
     - Liam, twoja kolej. – Zayn skinął na chłopaka.
     - Ach, no dobra  - szatyn spoglądnął na sejf jubilerski, poprzekręcał parę razy pokrętłem i ku zdziwieniu wszystkich drzwiczki otworzyły się.
     -  O kurna, ile błyskotek – chłopacy zapakowali wszystko do lnianej torby i parę rzeczy do kieszeni. Kiedy zamknęli drzwi sejfu rozległ się alarm… Wszyscy trzej próbowali uciekać, a kiedy już byli daleko i myśleli, że są bezpieczni dopadł ich patrol policyjny, od tak na zwykłą kontrolę…

                                                            ~~~~~~*****~~~~~~

     - …. Sąd skazuje Zayn’a Malik’a, Niall’a Horan’a oraz Liam’a Payne’a na pięć lat pozbawienia wolności z warunkiem, że o wcześniejsze zwolnienie mogą starać się dopiero po upływie dwóch lat… - Zayn czół się okropnie, nie dość, że zawiódł własną matkę, to jeszcze wciągnął w to wszystko swoich przyjaciół. Kiedy patrzył na zapłakaną twarz Horan’a i załamanego Liam’a miał ochotę nigdy się nie urodzić.

                                                            ~~~~~~*****~~~~~~

     - Ruszać się wy wyrzutki społeczeństwa! – strażnik nie zbyt delikatnie popchnął Zayn'a. Kiedy Chłopcy byli prowadzeni obskurnymi korytarzami zwracali uwagę na każdy detal. Obdrapane, szare ściany na których gdzie niegdzie przebijały się plamy krwi i podrdzewiałe kraty oddzielające ich od przerażająco wyglądających i wytatuowanych mężczyzn. Gdy przechodzili obok obcych cel, ci uśmiechali się parszywie i pluli na podłogę. Obrzydzeni chłopacy popatrzyli po sobie, a ich wzrok wyrażało jedno pytanie „Co my tu robimy?”
Strażnik wepchnął Zayna i Liama do celi, ci rozglądnęli się po niej. Była mała po prawej stronie pod ścianą stała dwuosobowa prycza, w przeciwległym rogu znajdował się mały sedes. Na jego widok Liam się skrzywił. Mulat usiadł na łóżku i złapał swoją twarz w dłonie. Kurwa czy on musiał być takim idiotą? Przecież teraz matka na pewno sobie nie poradzi i do tego zjebał swoim przyjaciołom przyszłość.
     - Cholera!  - Zayn popatrzył na przyjaciela niechętnie, przekonany, że wybuch był kierowany w jego stronę – Gdzie jest Niall?– chłopak rozglądnął się po celi dopiero teraz zauważył,  że nie ma z nimi Irlandczyka.
Czas mijał, a oni siedzieli wpatrzeni  w jeden punkt na ścianie w zupełniej ciszy. Nagle Mulat wstał i uderzył pięścią w wyświechtaną pryczę która niebezpiecznie się zachwiała.
     - Kurwa mać! Ja tu nie wyrobię! – spojrzał na zupełnie zrezygnowanego Liam’a – Przecież tu idzie dostać kurwicy! – pzryjaciel tylko westchnął – ile tu siedzimy?
     - Nie wiem dokładnie Zayn… ale coś około trzech godzin. – mulatowi zrobiło się ciemno przed oczami, trzy godziny? trzy jebane godziny? i on miał spędzić tak co najmniej kolejne 2 lata? Oparł się o ścianę, i zsunął po niej po czym zaczął płakać. Liam popatrzył na przyjaciela, i nie mógł uwierzyć że ten zawsze pewny siebie, arogancki i opanowany brunet teraz… najzwyczajniej w świecie cierpi. Li podszedł do mulata., klepnął  w ramię i usiadł obok niego.
     - Stary… uspokój się… i tak już nic z tym  nie zrobimy… - zdruzgotany Zayn nic nie odpowiedział

                                                              ~~~~~~*****~~~~~~

       Strażnicy wrzucili Niall’a do celi, chłopak był przestraszony, osadzili go bez Liama i Zayna. Blondyn był tak przerażony, że nie wiedział nawet, kiedy zniknęli. Odwrócił się przodem do pomieszczenia. Cela była mała i obskurna. Z sufitu spadał obdrapany tynk. Na szaro pomalowanych ścianach widniały kreski, które zapewne wyżłobił więzien licząc dni. Było widać, że nikt dawno ich nie odświeżał. Po prawej stronie znajdowała się umywalka z małym, pękniętym lusterkiem.
     - No, proszę, proszę. Dostałem do celi małą blondyneczkę! – Blondyn pisnął cicho gdy usłyszał głos. Na łóżku siedział szatyn z przydługimi włosami i grzywką zaczesaną na bok. Chłopak wyszczerzył się w stronę Niall’a i wstał z posłania.  – Blondi… nie musisz się bać, nie mam zamiaru ci nic robić… na razie… -   więzień uśmiechnął się, a młody Irlandczyk zamarł - Możesz wziąć górę i tak wolę spać na dole. No chociaż nie wiem, gdzie ty się lepiej odnajdujesz… - szatyn zaśmiał się i spojrzał na blondyna. – Ach, gdzie moje maniery jestem Louis Tomlinson - chłopak wyciągnął rękę w geście powitania, Nialler nie wiedział co ma zrobić, ale po chwili podniósł dłoń– A ty?
     - Nniall Horan - wydukał
     - Miło mi, hymm… zostanę przy blondi, lepiej do ciebie pasuje… No więc, jakim cudem tu wylądowałeś? Nie wyglądasz za bardzo na mordercę.
     - N-nie ja… - Jego wypowiedź przerwał głośny krzyk – Co to było?
     - Nie przejmuj się, - chłopak wzruszył ramionami – Jesteśmy w więzieniu pełnym napalonych samców, nie ma tu żadnej panienki, jak myślisz, jak rozładowują swoje napięcie seksualne? – Niall zadrżał.
    - To znaczy, że... - wielka gula uformowała się w gardle chłopaka sprawiając, że nie mógł wymówić już ani sowa.
     - Tak, strzał za sto punktów! Wiesz blondi, mam pytanie. Jesteś jeszcze dziewicą? – chłopak uniósł brwi do góry, a Irlandczyk pisnął.
     - Że co? - chłopak miał wielką nadzieję, że się przesłyszał
     - Nic, nic takim tu nie jest za łatwo, ale poradzisz sobie - na twarzy bruneta pojawił się szyderczy uśmieszek. – No wiesz, kiedyś nawet słyszałem, że jakiś więzień przeleciał swojego współlokatora, kiedy ten spał - po tych słowach zlustrował całą posturę Nialla po czym dodał - Ale ty mi na takiego nie wyglądasz - wzruszył ramionami – Zresztą nie ważne, właź na górę już późno a chciałbym się wyspać. Louis odwrócił się tyłem do chłopaka i zasnął. Młody Irlandczyk nie mógł ruszyć się z miejsca. Kiedy w końcu usadowił się na łóżku, chociaż na chwilę nie zmrużył oczu. Dopiero nad ranem wzmógł go sen.
        Obudził go skrzyp zardzewiałego metalu, kiedy otworzył oczy przeżył szok. Nad nim stał Louis uśmiechając się, Irlandczyk krzyknął i odsunął się pod ścianę.
     - Niech mnie pan nie gwałci panie skazańcu, proszę! – Louis niedowierzał własnym uszom, zaczął się śmiać bez opamiętania.
     - Dzieciaku, co ty tu robisz? Przecież zupełnie tu nie pasujesz – Niall spojrzał na niego oczami w których zbierały się łzy – Nie mam zamiaru nic ci robić. Dobra, złaź stamtąd niedługo wypuszczą nas do stołówki  – blondyn poruszył się na samo to słowo
     - Jedzenie? Jestem głodny – Louis spojrzał na niego.
     - Dobra, jeżeli tak się boisz to trzymaj się mnie. Myślę, że niektórym spodoba się mała, niewinna blondyneczka.
     - Dziękuję ja...
     - Hymn… Może podziękujesz w inny sposób? – Tomlinson uniósł brwi, a Nialler znieruchomiał – Haha, na prawdę łatwo jest cię przestraszyć wiesz? – w tym momencie drzwi do celi otworzyły się, ku zaskoczeniu blondyna nie stal w nich żaden strażnik. – Tak, w tym więzieniu możemy robić  co chcemy, nawet się pobić, dopóki kogoś nie zabiją ich to nie dotyczy, a nawet jeśli tak by się stało, raczej nikt nie dostałby zbyt surowej kary. – Lou wzruszył ramionami – Chodź.
Szli przez korytarz, gdyby Niall miał trafić tam sam z pewnością by się zgubił. Zaczął się martwić o Liam’a i Zayn’a. Co u nich, Czy w ogóle jeszcze się spotkają i czy nic im nie jest.
Blondyn po długim staniu w kolejce dostał posiłek, który nie wyglądał zbytnio smakowicie. Wtedy zobaczył swoich przyjaciół i od razu do nich podbiegł.
     - Chłoopaaki! – Zayn i Liam wyraźnie poczuli ulgę na widok Nialla – Gdzie byliście? Martwiłem się.
     - Oj, oj blondi nie podobała  ci się noc ze mną ? – Louis szyderczo uniósł brwi – Jak chcesz to możesz wziąć dół
     - Niall… - Liam wytrzeszczył oczy i spojrzał na niższego blondyna – Co… ty robiłeś z nim w nocy?
     - Pff…… czy wszystkich was jest tak łatwo wkręcić ? – Lou śmiał się tak, że prawie spadł z niewygodnego plastikowego krzesła.
Trójka chłopaków spojrzała po sobie.
     - Dobra, czy ktoś łaskawie raczy mi powiedzieć co to za świrnięty typ?! – Zayn spojrzał wymownie na blondyna, od którego wyraźnie oczekiwał odpowiedzi.
     - Hymm – Tomlinson uniósł brwi – Świrnięty typ powiadasz? I mówi to dziecko, które nawet nie potrafi obrabować nędznego sklepu? – Zayn warknął i gwałtownie podniósł się z ławki.
     - Co ty kurwa wiesz!
     -  Wiem sporo, wiesz nie ma tu zbytnio co robić. Każda plotka jest mile widziana. Ciekawi mnie tylko, gdzie próbowaliście się włamać? Do sklepu mięsnego? Biedne sierotki. – Zayn nie wytrzymał i najprawdopodobniej, gdyby nie Liam rzuciłby się na Louisa. Ten tylko siedział nie wzruszony. Za to dosłownie każdy, kto był w stołówce zwrócił na nich uwagę.
     - A co do kurwy! Taki laluś jak ty co mógł lepszego zrobić?! Napadł na staruszkę w parku?! – Dotychczas zaciekawiony, czekający na zwrot akcji tlum, skrzywili się nieco, na cios mulata wycelowany w stronę niebieskookiego, a niektórzy nawet odwrócili głowy. Wyjątkiem był jeden wytatuowany chłopak odwrócony do wszystkich plecami, bawił się nożem i nie zwracał uwagi na całe to zamieszanie. Tomlinson wykonał unik a po chwili z jego ust  znikł chytry uśmieszek. W pomieszczeniu zapanowała cisza. Po kilku minutach odpowiedział.
-… Zabiłem jednego dupka. –  Zayn zamarł i wytrzeszczył oczy.- Trzy dźgnięcia w okolicy klatki piersiowej, jedno w okolicy brzucha i skręcony kark. – Louis mówił to wszystko ze stoickim spokojem, jakby odpowiadał na zwykłe nudne pytanie zadane przez jakiegoś nauczyciela. Po chwili wstał i skierował się w stronę wyjścia, chwilę zatrzymując się Przy Niall’u.- A ty, no cóż widzimy się wieczorem. – Kiedy chłopak wyszedł ciszę przerwał tylko nieco szalony śmiech lokowatego, który oblizywał nóż.

                                                                ~~~~~~*****~~~~~~

       Trójka przyjaciół siedziała przy białym stoliku na twardych krzesłach w zupełnym milczeniu. Niall cały czas dygotał. Przerażała go myśl o wieczornym powrocie do celi. Czekał tam na niego wkurzony morderca, który tak się składał był jego współlokatorem. Zayn też się trząsł ale ze złości. Liam był jedynym, który w tej sytuacji zachowywał przynajmniej pozory spokoju. W końcu mulat nie wytrzymał i uderzył ręką w stów aż ten zachybotał się, wylewając przy tym niewiadomego pochodzenia zupę.
     - Kurwa, jak mogłem być taki głupi!
     - Zayn uspokój się...
     - Nie! Nie uspokoję się! Przeze mnie wszyscy się tu znaleźliśmy! A teraz jeszcze wpędziłem Niall’a w kłopoty. Nie rozumiesz tego? Przecież on się na nim wyżyje, co niby według ciebie miało oznaczać to pieprzone „Widzimy się wieczorem”?  - Niall zadrżał, co nie umknęło uwadze reszty. Zayn opadł zrezygnowany na swoje krzesło – Czy ja zawsze muszę coś spierdolić? – Liam nie wiedział co ma zrobić, ciągle myślał nad jakimkolwiek planem, aby pomóc młodemu Irlandczykowi. Tak on również wiedział, że ten cały Louis był groźny… i do tego ta groźba. Po pomieszczeniu ponownie rozniósł się szaleńczy śmiech.
     - Ojej - cała trójka zwróciła się w stronę lokowatego chłopaka z przeciwsłonecznymi okularami na nosie, ale po co mu one w więzieniu? Do tego w budynku. – Boicie się małego "Boo Bear"?- chłopak co chwila wykonywał nerwowe ruchy i siorbał nosem.
     - „Boo Bear ?” -  Liam zmarszczył brwi usiłując skojarzyć o kogo chodzi.
     - Nie przejmuj  się - chłopak skierował spojzrenie w stronę Nialla - Chodzą plotki, że on jednak woli laski… - chytry uśmieszek wkradł się na jego twarz ukazując dwa dołeczki – A wy… hymmm, no cóż – wzruszył ramionami – Nie wiem co z wami, róbta jak chceta – wyszczerzył zęby, wstał i odszedł podśpiewując.
     - W tym więzieniu są sami wariaci - oznajmił zrezygnowany Liam

                                                               ~~~~~~*****~~~~~~

        Chłopcy cały dzień przesiedzieli w więziennej stołówce, oczywiście mogli jeszcze wybrać spacerniak, ale jakoś nie mięli ochoty spotkać ześwirowanego lokatego i walniętego mordercy. Teraz strażnicy prowadzili ich do celi, a blondyn drżał mimo woli i chociaż starał się to ukryć jak najlepiej przyjaciele i tak to zauważyli. Zayn i Liam klepnęli go tylko po ramieniu, bo co innego mogli zrobić? Blondyn wszedł do celi a kraty za jego plecami zatrzęsły się z głośnym skrzypnięciem.
     - Nooo, witaj w końcu  - Niall wzdrygnął się, ale musiał być silny, nie mógł pokazać słabości. – Nie forsuj się tak. Nic ci nie zrobię, już mówiłem. – Niall prawie odetchnął z ulgą -  W końcu możesz być ceną kartą przetargową… dobra nieważne idź spać. Dziewice z podkrążonymi oczami nie idą zbytnio na rynku…      - Louis odwrócił się  i już po chwili można było słyszeć jego ciche pochrapywanie.
Niall wdrapał się na łóżko i ułozył na boku. Do jego oczu napłynęły łzy. Tak bardzo pragnął, by to wszystko się skończyło, by być teraz w domu ze swoją rodziną.

niedziela, 9 lutego 2014

DESTINY OF THE LOVE #11

Witajcie kochani! Jak tam u was już po feriach, czy jeszcze przed wami to szczęście? U nas już za tydzień, także cieszymy się niezmiernie, wreszcie będzie można trochę odpocząć i oczywiście nadrobić zaległości na blogu. Ostatnio miałyśmy małe problemy ze zdjęciami postaci w zakładce "Bohaterowie" ale juz wszystko gra, także zapraszamy. Zachęcamy również do odwiedzania naszego Aska'a i zadawania pytań jeśli coś was ciekawi. Pozdrawiamy :)
Zapraszamy na drugiego bloga, właśnie pojawiła się zakładka "bohaterowie" klik

                                                            ~~~~~~*****~~~~~~


     Daria siedziała na swoim łóżku słuchając radia. Nie wiedziała nawet jaka to stacja, bo po co zawracać sobie głowę takimi szczegółami? Ważne, że akurat puszczali na niej smutne piosenki, a o to w tej chwili jej chodziło.
Miała dość. Chciałaby wyjść na spacer, żeby jakoś rozładować te emocje, ale nie mogła, ponieważ jej cudowni rodzice pojechali do ciotki na jakąś imprezę, a Radek poszedł do swojej nowej laski. I oczywiście wszyscy zostawili ją w domu z młodszą siostrą, która wymagała opieki. Nastolatka nie miała jej tego za złe, to nie jej wina, jednak wolałaby zostać teraz sama. Zajrzała do pokoju dziewczynki, zatrzymując się nad małym żółtym łóżeczkiem. Bo jak twierdziła mała, różowy jest dla frajerów. W pewnym momencie skrzywiła się, ponieważ przypomniało jej się, jak kiedyś Dorotka kłóciła się o to z Harrym. Przecież to jego ulubiony kolor, później siedzieli razem w pokoju i śmiali się z tego. Nastolatka potrząsnęła głową. Nie, nie będzie tego rozpamiętywać. Okryła dziewczynkę kołdrą i przypatrzyła się jej śpiącej twarzy. Taka niewinna, niech cieszy się dzieciństwem póki może. Kiedy stwierdziła, że śpi i wszystko jest w porządku, poszła do kuchnie po swój ulubiony jogurt kokosowy. Zgarnęła go do ręki, tak samo jak puszkę lodów, ciastka i łyżeczkę, po czym ruszyła w drogę powrotną na górę.

* And being here without you
It's like I'm waking up to
Only half a blue sky
Kinda there but not quite
I'm walking round with just one shoe
I'm a half a heart without you
I'm half the man, at best
With half an arrow in my chest
'Cause I miss everything we do
I'm a half a heart without you
Half a heart without you
I'm a half a heart without you

Wszystko co trzymała wylądowało na podłodze, a ona sama zaczęła szlochać. Podeszła na kolanach do łóżka, oparła się o nie plecami i zaczęła bujać w tył i przód.
„Czy cały świat musiał się na mnie uwziąć?” – Po jej policzkach spływały coraz większe krople łez.
„Dlaczego akurat ta piosenka, dlaczego ten moment i akurat teraz?” – dziewczyna płakała w międzyczasie powtarzając w myślach, że wszystko jest dobrze i że wkrótce się obudzi, a rano zobaczy SMS od Harry'ego jak zwykle, gdzie mają się spotkać, o której kończy lekcję, czy po nią przyjechać i czy wszystko w porządku. „Tak, właśnie, to tylko zły sen”
      Odkąd skończyła się piosenka, czyli od jakichś czterdziestu sześciu minut, leżała na podłodze wpatrując się w biały sufit. Uporczywe tykanie zegara dawało o sobie znać, odmierzając nieubłaganie sunący czas. Pośród tej ciszy dało się słyszeć nowy dźwięk, jakby stukanie… w szybę?
Dziewczyna otworzyła leniwie oczy, musiało jej się przesłyszeć, w końcu to pierwsze piętro. Jednak dźwięk znowu się powtórzył.
„Morze gałąź drzewa uderza o okno? A no tak przy oknie nie ma drzew, w takim razie to pewnie deszcz” – Nastolatka z westchnieniem podniosłam się z ziemi i spojrzała w kierunku okna. W tym momencie niebo przecięła błyskawica, oświetlając postać ubraną na czarno, która stała w oknie. Przerażona odskoczyła nadziewając się na stojącą za nią komodę i zwalając książki, które na niej leżały.Jednak kiedy piorun ponownie oświetlił okolicę Daria rozpoznała za oknem sylwetkę Harrego. W pierwszym odruchu doskoczyła do okna i chciała je otworzyć, jednak jej palce zacisnęły się na klamce, a ona zastanawiała się co ma zrobić.
„Nie mogę go tam zostawić, żeby się usmażył, chociaż cholernie mu się należy”
 Nagle szarpnęła wajchę, a przemoczony chłopak z różą w ustach, ślizgając się po mokrej posadce wpadł z impetem do środka. Syknął i podniósł się na łokciach. Nie tak to sobie wyobrażał, raczej coś w stylu Romea i Julii, cóż prawie się udało. Pomijając fakt, że jego ubranie było całe mokre i wylądował na podłodze jej pokoju. Ale dobrze, że dostał się chociaż do środka. Spojrzał na swoją dziewczynę stojącą z zakasanymi rękoma, przy już zamkniętym oknie i patrzącą na niego z pogardą.
     - Jeżeli już się wyleżałeś to możesz zejść po schodach na dół i wyjść, znasz drogę. – Daria była bliska płaczu, ale nie mogła tego pokazać.
     - Pogadamy?  - Harry wstał i popatrzył na nastolatkę, mając nadzieję, że zobaczy jej twarz, niestety ta stała w cieniu.
     - Nie. – loczek zdziwił się, jego dziewczyna nigdy przedtem tak się nie zachowywała, jednak wiedział, że to tylko i wyłącznie jego wina, powinien jej zaufać.
     - Daria…
     - Żadne Daria, mógłbyś się łaskawie wynieść! – Błyskawica oświetliła pokój i wtedy Harry dostrzegł zaczerwienione, opuchnięte oczy nastolatki i jej rozmazany tusz.  W końcu zbliżył się do dziewczyny.
     - Płakałaś?
     - Nie kurwa wiesz? Pomalowałam sobie oczy na czerwono i oblałam wodą. – Dziewczyna modliła się w duchu, żeby Styles w końcu wyszedł. Czy on nie widział, że ją rani? Tak bardzo chciałaby przytulić się do jego ciepłego, silnego ciała. Ale nie mogła, bo wtedy okazałby słabość. Zebrała się w sobie i jeszcze raz powiedział szeptem
     - Wyjdź – już nie potrafiła powstrzymać łez. Wtedy to poczuła, otaczające ją ramiona. Próbowała się wyrwać, ale te tylko mocniej ją ścisnęły. W końcu się poddała.
     - Przepraszam - wydukał chłopak. Daria spojrzała z bliska na twarz chłopaka. Oddech uwiązł jej w piersiach. Wyglądał jakby nie spał od kilku dni. Cienie pod oczami wyraźnie o tym informowały. Włosy miał całkiem przemoczone od deszczu i prawie proste. Kiedy zimna kropla skapnęła z nich na rozgrzaną skórę nastolatki wzdrygnęła się. – Przepraszam – Zimne usta Harrego musnęły jej policzek, pocałowały opuchnięte powieki i scałowały pozostałości łez, które dotarły do końcików jej ust. Jeszcze raz je ucałował, po czym odsunął się od Darii tak, aby zobaczyć jej oczy i posłał przepraszający uśmiech. – Porozmawiamy? – dziewczyna nie wiedział co zrobić, w końcu delikatnie pokiwała głową.
Hazza usiadł na podłodze i oparł się o łóżko, następnie posadził na kolanach dziewczynę. Swoimi rękami, delikatnie muskał jej ramiona i szyję.
      - Przepraszam – zaczął – Po prostu.. ja – oparł głowę o jej kark i owiał go ciepłym oddechem -  Nie widzisz tego jak on na ciebie patrzy? – chwila ciszy, dziewczyna nie powiedziała nic. Więc Styles kontynuował – Wiesz, że nie mogłem skupić się na żadnej próbie? – Jego ręce gładziły ciepłą skórę nastolatki. – Że myślałem tylko o tobie?
     - Harry…
     -  Poczekaj, daj mi dokończyć. – jego palce przejechały po rozgrzanym policzku nastolatki, a dziewczyna wtuliła się ufnie w jego dłoń. – Wiesz, że do tej pory tylko ty tak zawróciłaś mi w głowie? Gdyby to była inna, pewnie bym się nie przejął. Znalazłbym sobie inną i media miałyby kolejną sensacę. Ale nie mogłem. – musnął ustami jej skroń .
     - Harry posłuchaj mnie - prubowała przerwać mu blondynka
     - Po prostu, ja...
     - Harry! – chłopak popatrzył na nią wielkimi oczami, kiedy wstała z jego kolan i popatrzyła na niego z góry. Bał się, że jeszcze chwila i go wyrzuci. – Mógłbyś łaskawie spojrzeć na mnie? – zrobił to o co prosiła
     - Peter to tylko mój kumpel i nieważne co i tak by między nami nic nie było, bo go nie kocham. Powinieneś mi zaufać.
     - wiem - odparł
     - Nigdy nie przyszłoby mi do głowy zdradzać ciebie, ale ty mi w ogóle nie zaufałeś i sprawiłeś, że przepłakałam tyle dni.
Kilkanaście razy zarwałam zajęcia, aby pobyć z tobą, bo wcześniej nie miałeś czasu. - dziewczyna zamilkła na chwile, ciężko wzdychając - Jesteś facetem, w którym jako pierwszym się zakochałam... tak naprawdę.
     - Harry się spiął.
     - Więc powiedz mi, dlaczego do jasnej cholery chcę ci dać koleją szansę?
     - Co? – oczy Harrego zrobiły się wielkie i roziskrzyły jak gwiazdy. Daria przykucnęła i odgarnęła mokre kosmyki z jego czoła.
     - Kocham cię - wyszeptała. Po chwili  jednak zakłopotana dodała - Jesteś cały przemoczony, przeziębisz się – Hazza przyciągnął ją za rękę.
     - Mam to gdzieś. – pocałował ją znikomo i został na wargach nastolatki, jakby czekał na jej ruch, kiedy blondynka je otworzyła on skorzystał z zaproszenia i wślizgnął się językiem do jej ust. Badał podniebienie i wnętrze policzków, które już znał tak dobrze. Po chwili oderwali się od siebie. Nastolatka utkwiła przez moment w spojrzeniu loczka, jednak nagle się ocknęła.
     - To ja pójdę po ręczniki i jakieś ciuchy Radka, żebyś mógł się przebrać. – wstała i poszła do łazienki znajdującej się dosłownie o parę kroków od jej pokoju. A kiedy była już przy framudze drzwi odwróciła się do chłopaka wciąż siedzącego na ziemi – Nie gap się na mój tyłek zboczeńcu! – pokazała mu język, a on tylko się zaśmiał.
Po kilku minutach dziewczyna wróciła do pokoju i zobaczyła Harry'ego w samych bokserkach. Przełknęła nerwowo ślinę. Wyglądał niesamowicie pociągająco w mokrych włosach i kroplach deszczu spływających po jego nagiej, pokrytej rysunkami skórze. Patrzyła na każdy tatuaż, dosłownie każdy, na jego dobrze zbudowaną klatkę piersiową, brzuch i długie nogi. Starała się nie spoglądać na dolne partie, ale jakaś uparta siła ciągnęła tam jej wzrok. Kiedy w końcu spojrzała, wstrzymała oddech. Znacząca wypukłość odznaczała się na materiale. Na jej policzki wpełzł zdradliwy rumieniec i pogłębił się jeszcze bardziej, kiedy usłyszał głęboki śmiech. Podniosła głowę i dostrzegła te niesamowicie zielone tęczówki wpatrujące się w nią.
     - I? – Styles podniósł jedną z brwi.
     - I co? – dziewczyna nie wiedział o co chodzi starszemu chłopakowi.
     - Jak oceniasz widoki?  - nastolatka, jeśli to możliwe zarumieniła się jeszcze bardziej.
     - Mych… Czy ja wiem, może być. – niby od niechcenia wzruszyła ramionami. Schyliła się, żeby położyć przyniesione rzeczy, kiedy poczuła ręce na swoich biodrach.
     - Harry co ty robisz? – dłonie przesuwały się w dół i w górę masując biodra nastolatki. Poczuła usta na szyi i pisnęła cicho, kiedy chłopak zagryzł jej skórę. Mimowolnie docisnął się plecami do jego torsu.
     - Powiedz coś, a przestanę. – jego usta wygięły się w uśmiechu, a Daria siedziała cicho niby nie była pewna , ale nie chciała przerywać. Styles odwrócił ją przodem do siebie, zaczął składać delikatne pocałunki wzdłuż linii jej szczęki, robiąc kolejną malinkę. – Jeżeli nie jesteś gotowa powiedz teraz, bo nie mogę dać ci stu procentowej pewności, że później będę umiał się zatrzymać. – odpowiedziała mu cisza i ręce dziewczyny dotykające jednego z jego Tatuaży, dwóch ptaków nad jego klatką. Jej palce delikatnie muskały rysunek, następnie zjechały przez klatkę piersiową do motyla wytatuowanego na brzuchu wywołując rozkoszne dreszcze. Chwilę tam pokrążyły, nastolatka przez moment zawahała się, ale później zjechała palcami jeszcze niżej aż do linii jego bokserek. Harry bardzo zdziwił się na ten gest i już nie wytrzymał. Przyciągnął bliżej siebie dziewczynę i chwycił jej brodę w dłonie.
     - Doigrałaś się – drapieżnie pocałował ją w usta – Już nie masz odwrotu. – złapał jej pośladki i podniósł do góry, a dziewczyna ocierając się o jego krocze, wywołała u niego ciche sapnięcie – Grr, nie grzeczna, nie znałem cię od tej strony. – no właśnie ona też się od takiej nie znała, ten chłopak działał na nią jak amoniak. Zielonooki posadził dziewczynę na ramie łóżka i wsadził dłonie pod jej koszulkę, jego zimna skóra w kontakcie z jej własną, rozpaloną do czerwoności zdawała się orzeźwiać. Po jej plecach przeszły ciarki. Jego palce wędrowały coraz wyżej, spojrzał w jej oczy, jakby szukając pozwolenia, ujrzał zarumienioną dziewczynę z błyszczącymi oczami a wtedy jej biała bluzka wylądowała w niewiadomym miejscu na podłodze. Daria przełknęła nerwowo ślinę, doskonale wiedział, że Styles umawiał się z piękniejszymi i bardziej kobiecymi od niej. Usłyszała jak gwałtownie wciąga powietrze.
     - Jesteś taka śliczna  - pocałował ją szyję – Piękna – pocałunek na obojczyku – Tylko moja – dekolt. – Nie pozwolę nikomu innemu cię dotykać. – Styles zbliżył się do jej ust i je pocałował. Dziewczyna wygięła się w stronę chłopaka, aby być jeszcze bliżej niego. Ten wziął ją na ręce i położył na łóżku. Po chwili jej czarne dżinsy wylądowały w kącie. Poczuła rękę na swoim udzie sunącą w górę. Później kilka pocałunków, i kolejne ugryzienie. Palce bawiące się ramiączkami jej stanika. Nastolatka pragnęła jego bliskości, jak niczego innego w świecie. Harry obrócił się na plecy, by dziewczna usiadła na nim, ta wykonała czynność i zaczęła masować jego tors.
     - Dalja… – para odskoczyła od siebie jak oparzona, w drzwiach stała Dorotka trzymając w ręku misia i pocierając zaspane oczy. – Hally? – dziewczynka przekręciła lekko głowę w bok a chłopak narzucił kołdrę na Darię. – co lobis z Daljom ?
     - Ach... – dziewczyna nie miała pojęcia co powiedzieć, bo jak miała to wytłumaczyć swojej małej siostrzyce?
     - Szukamy pilota. – Loczek wyglądał tak naturalnie przeczesując wciąż wilgotne pasma włosów. – Gdzieś się zapodział. - zaczął nerwowo podnosić poduszki, szukając zagubionego przedmiotu. Dziewczynka przypatrywała mu się przez chwilę, jednak po pewnym czasie znudzona rutyną, zwróciła się do nastolatki.
     - Dalja dasz mi wody? – dziewczyna drgnęła i wyszła z łóżka w zadużej i przemoczonej koszulce stylesa.
     - Jasne słoneczko. – Harry wiódł wzrokiem za swoją dziewczyną i siostrą. Wyglądały razem przeuroczo.
      Kiedy wróciła leżał na łóżku z głową podpartą na ręce i czekał na nią.
     - I jak sytuacja opanowana? – Daria zarumieniała się, bo dopiero teraz zrozumiała co próbowała z nim zrobić.
     - Tak. – dziewczyna złożyła ręce na pierwsi. – Tylko wiesz, skąd wziął ci się pilot?
     - Tak jakoś.
     - Wiesz, że nie mam w pokoju telewizora? – chłopak się zaśmiał.
     - Ale podziałało!!! – dziewczyna przewróciła oczami.  „Wrócił mój stary Harry” – uśmiechnęła się dyskretnie.
     - Chodź tu do mnie. - dziewczyna podeszła i usiadła na łóżku. – Kocham cię. – nastolatka uśmiechnęła się i pocałowała chłopaka w policzek.
     - Ja ciebie też.
     - Chodźmy spać. Raczej nie odważę się kontynuować z tym tykającym alarmem za ścianą – Daria zaśmiała się na to jak Hazz nazwał Dorotkę. Ułożyła się na łóżku, a chwilę potem poczuła ciepłe ciało przylegające do jej pleców. Chciałaby, żeby już zawsze tak było.


środa, 5 lutego 2014

DESTINY OF THE LOVE #10

Witajcie! Dzisiaj przychodzimy do was, z jubileuszem. Kochani 10 rozdziałów za nami. Mamy nadzieję, że już się troszkę u nas zaklimatyzowaliście i że wspólnie dojdziemy do następnej dziesiątki.
Stworzyłyśmy zakładki "Bohaterowie" - abyście lepiej poznali postacie naszego opowiadania, 
"Spamownik" - który ułatwi nam odwiedzanie waszych blogów i "Ask" - jeśli macie jakieś pytania związane z opowiadaniem, lub po prostu się nudzicie zapraszamy, chętnie popiszemy ;) Pozdrowionka.
P.S Umiesciłyśmy sondę. Wasze zdanie jest dla nas bardzo ważne, pragniemy abyście się czuli tu jak najlepiej, dlatego chcemy się dowiedzieć jakie rozdziały są dla was lepsze. Jeśli macie chwilkę to prosimy o głos.

                                                          ~~~~~~*****~~~~~~

     Głośny trzask rozszedł się po ciemnym mieszkaniu. Chwilę później można było usłyszeć tupot nóg, kolejny hałas zapewne spowodowany uderzeniem o brązowy stolik stojący w salonie oraz głośną wiązankę przekleństw. Wtedy w pomieszczeniu rozbłysło światło, padając na kędzierzawego chłopaka trzymającego się za nogę.
    - O, to ty a myślałem, że włamywacz - chłopak w czerwonych rurkach i paskowanej bluzce stanął na schodach – Serio, powinieneś być bardziej sub… Kurwa co się stało? Hazz... – Tomlinson zaniemówił, kiedy zobaczył czerwone, zapuchnięte oczy Styles'a i szkarłatny ślad na policzku, który powoli ciemniał. Kędzierzawy podszedł do kremowej kanapy i bezradnie na nią opadł. Kryjąc twarz w dłoniach. Louis patrzył na to zjawisko wielkimi oczami.
    - Spierdoliłem Louis… spieprzyłem na Maksa. – ciałem Harrego wstrząsnął gniew, nie mógł usiedzieć w spokoju, jego nogi tańczyły, kiedy on prubował ochłonąć. Louis nie wiedział co ma robić, chłopak nigdy wcześniej  tak się nie zachowywał. W końcu podszedł do kanapy i położył rękę na ramieniu loczka w uspokajającym geście.
    - Uspokój się. co się stało?
    - To koniec Lou… koniec, rozumiesz? Spierdoliłem – Harry skulił się jeszcze bardziej.
    - Ale co dokładnie? – Louis zmarszczył brwi nie wiedząc o co chodzi, no bo co mogło doprowadzić go do takiego stanu?
    - Daria… pokłóciliśmy się i ja… spieprzyłem, tak bardzo spieprzyłem – nachwile zapadła cisza  – Powinienem jej zaufać. Kurwa… - Szatyn położył rękę na jego plecach i poklepał nią marszcząc brwi. To było nieprawdopodobne. Zwykle kiedy Styles'a rzucała jakaś laska szedł do klubu i bawił się, żeby o tym zapomnieć. Tańczył tam z paroma innymi i jakoś udawało mu się przebrnąć. Ale teraz? Na pewno tam nie był , bo nie czuć od niego alkoholu.
    -Hazz… będzie dobrze, na pewno zobaczysz. Emocje trochę opadną a wy sobie to wszystko wytłumaczycie, będzie dobrze, tylko trochę poczekaj.
    - Nie ona mnie nie przeprosi – loczek odsłonił swoją twarz. – Nie zrobi tego.
    - Wobec tego ty to zrób. – Niebieskooki wzruszył ramionami, jakby to była najnormalniejsza rzecz w świecie.
    - Nie Louis nie zrobię tego. – loczek energicznie wstał i skierował się do swojego pokoju. Tomlinson warknął i pomaszerował w stronę kuchni.
    - Nigdy nie zrozumiem miłości… - wyciągnął dwa zimne piwa z lodówki i ruszył w stronę przyjaciela. Na schodach rozbrzmiały kroki starszego, a kiedy wszedł do pokoju Loczka zastał go leżącego na wznak w swoim łóżku. – Łap. – Tomlinson rzucił puszką w stronę chłopaka, który złapał ją w dosłownie ostatnim momencie, chroniąc swoje czoło od zderzenia z lecącym przedmiotem.
    - Taa dzięki. – Styles popatrzył na piwo i przyłożył je do policzka.
    - No więc?
    - No więc, co? – warknął szorstko.
    - Co się takiego stało? – Louis otworzył puszkę z cichym sykiem.
    - Nico, siedziała na górze z tym swoim Peterkiem, a potem się pokłóciliśmy.
    - No ale o co? – ciągnał za język Lou...
    - O to, że się z nim obściskiwała… chociaż tego nie robiła, tak przynajmniej mówi.
    - Dobra – Niebieskooki rozciągnął się na podłodze i oparł plecami o komodę. – Wiesz, miałem tam parę dziewczyn no i każdej się w końcu nudziło. Większość z nich tam zakupy i w ogóle – Louis przewrócił oczami i zrobił teatralny gest rękoma- No i wiem, że często wkurzają się bez powodu, ale Harry ona go miała! – szatyn podniósł brew i jednym chaustem wypił połowę napoju. - Naskoczyłeś na nią. - Loczek wzruszył ramionami
    - Ale, to ona siedziała z tym palantem na górze!
    - Robili coś złego? Nie wiem? Pieprzył ją? Lizali się? – Styles znieruchomiał z puszką w połowie drogi do ust.
    - Nie…
    - To o co chodzi? Czemu jej nie przerosisz? Może chociaż spróbujesz z nią pogadać? – Louis oparł rękę z piwem w dłoni o kolano, ta zawisła w powietrzu. W pokoju zrobiło się cicho.
    - Wyjdź Louis. –  Szatyn już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale Styles mu przerwał. – Po prostu kurwa wyjdź i daj mi pomyśleć. – Tomlinson wyszedł z pomieszczenia z delikatnym uśmiechem błąkającym się na jego ustach.

                                                           ~~~~~~*****~~~~~~

    - Haloo? – Monika odebrała komórkę po raz kolejny tego dnia, na szczęście nie było jej szefa.
    - Mon! Boże tak się denerwuję! Louis powiedział, że przyjedzie o czwartej a jest wpół do i jeszcze go nie ma! A co jeśli się rozmyślił? Co jeśli jednak zrozumiał, że nie jestem w jego typie? Może jednak woli umówić się z inną…
    - Bella! – dziewczyna krzyknęła na cały głos, aż niektórzy klienci spojrzeli na nią zdziwieni. Przeprosiła skinieniem głowy i udała się na zaplecze. - Bella,  masz jeszcze 30 minut. Louis nie jest typem faceta, który przyjedzie wcześniej, raczej w sam raz. Więc przestań się martwić i łaskawie nie dzwoń już do mnie, mogę mieć kłopoty!
    - Ale…
    - Pa! – dziewczyna wyciszyła dźwięk i schowała komórkę do kieszeni czarnych spodni. Wyszła poukładać szklanki, kiedy poczuła wibrację. Przewróciła oczami i wyciągnęła relefon. Na ekranie ze zdjęciem jej i Zayn'a widniał jeden nieodebrany SMS.
Od. Bella.
            „Osz ty zła, niedobra! Zapamiętam ci to!”
Dziewczyna zaśmiała się cicho i ponownie schowała urządzenie.

                                                                  ~~~~~~*****~~~~~~

     W małym mieszkaniu rozniósł się głuchy odgłos szybkich kroków. Chwile później w korytarzu przed wielkim lustrem pojawił się Louis. Zaczął coś majstrować przy włosach i poprawiać ubranie. Podciągnął i opuścił nieznacznie swoje czarne rurki i białą zapinaną na guziki koszulę. Odpiął w niej dwa zatrzaski od góry przez co ukazało kawałek jego klatki piersiowej i tatuaż tam się znajdujący. Zbudzony bieganiną, lokowaty stanął w drzwiach.
    - Louis co ty wyprawiasz? – chłopak przetarł zaspane oczy, pod którymi widniały duże sińce świadczące, że nie spał zbyt dobrze tej nocy.
    - Mówiłem ci że wychodzę! – warknął poprawiając po raz enty swoje włosy.
    - A tak z tą … Blanką? – Harry zmarszczył brwi próbując sobie przypomnieć.
    - Bellą palancie! – rzucił wściekłe spojrzenie swojemu najlepszemu przyjacielowi, na którego twarzy malowało się wielkie zmęczenie i zrezygnowanie.
    - Oto pan Louis Tomlinson von „wole być singlem” – chłopak wymówił te słowa prawie bez żadnego entuzjazmu. Louis po raz kolejny posłał mu mrożące krew w żyłach spojrzenie.
    - Zamknij się i idź w końcu spać, bredzisz. – Na twarzy Zielonookiego pojawiła się mina ”dobrze, dobrze mamusiu”, poczym oparając się o framugę drzwi patrzył jeszcze chwilę na swojego przyjaciela, który ciągle przygotowywał się mierzwiąc włosy.
    - Lou, ogarnij się – przewrócił oczami – zostaw już te włosy, nie są takie ważne, wyglądają… nieźle.
    - Oj, Biedaku, biedaku – Louis pokręcił głową – Widzę, że w ogóle nie znasz się na modzie. Fryzura powinna wyglądać tak, jakbym niedawno wyszedł z łóżka… czyjegoś łóżka.
    - Dobra, załapałem aluzję geniuszu. – Harry rzucił wzrokiem na zegarek – Lepiej uważaj, żeby nie wyrzuciła cię z domu.
    - Co? czemu miałaby to zrobić?
    - Miałeś tam być o 16. Tak?
    - Tak – odparł ciągle poprawiając ubranie. Styles zatkał uszy.
    - Zobacz na zegarek. – Louis wykonał polecenie i wrzasnął na cały dom.
    - O cholera! – złapał kurdkę, szybko ubrał buty i krzyknął  – Idę, nie mogę się spóźnić! Spróbuj się nie zabić, kiedy mnie nie będzie!
    - Jasne! Baw się dobrze… -  szepnął Harry, który na samą myśl o dobrej zabawie od razu posmutniał.  Po krótkiej ciszy jednak dodał – Jak ci nie wyjdzie to kup sobie piwo, nie oddam mojego! – po mieszkaniu rozległ się pomruk i trzask drzwi.

                                                                ~~~~~~*****~~~~~~

       Louis zajechał przed dom dziewczyny i wyskoczył szybko z auta. Zostało mu jedynie parę minut a musiał wtglądać jakby czekał na nią wyluzowany. Dlatego oparł się o maskę swojego czarnego Mustanga, skrzyżował nogi kopiąc niechcący kamień i starał się rozluźnić.

                                                                ~~~~~~*****~~~~~~

    Bella cały czas stała przed oknem balkonowym wypatrując nadjeżdżającego Louisa. Mięła i zakręcała w rękach swoją firankę. Naprawdę była zdenerwowana, co zdarzało się jej dosyć rzadko przed randkami. Bała się że coś sknoci, albo że O ZGROZO! Louis tak naprawdę okaże się nudziarzem. Tego by nie przeżyła! Wtedy jej wzrok przykuł wjeżdżający na plac przed budynkiem czarny staroświecki samochód. Bella lubiła takie auta, jednak w tej chwili je ubustwiała, bo z niego wysiadł – nie to złe określenie, raczej wyskoczył Louis. Kobieta miała iść już do drzwi, ale postanowiła pooglądać szaloną szamotaninę Tomlinsona, który próbował znaleźć swoje miejsce. Kiedy w końcu wyłożył się na masce auta i skrzyżował nogi, blondynka opuściła swoje mieszkanie. Nie, na pewno wszystko wypali! Zachichotała i wyszła na spotkanie chłopakowi.

                                                           ~~~~~~*****~~~~~~

      Para stała właśnie na szarym parkingu, droga była dość krótka i dobrze, bo przebyli ją w prawie całkowitej ciszy. Oboje znali się dopiero od niedawna i nie wiedzieli o czym tak naprawdę mogliby rozmawiać. Louis miał nadzieję, że w drodze powrotnej będzie odwrotnie. Wyszedł z samochodu okrążył go potykając się nizdarnie, ale ze wszystkich sił starał się aby blondynka tego nie zauważyła, udało mu się. Kiedy podszedł do drzwi Belli te otworzyły się uderzając go w brzuch tak, że zrobił kilka kroków do tyłu. Dziewczyna widząc to wyskoczyła z pojazdu i w mgnieniu oka znalazła się przy Tomlinsonie. Jej niebieska sukienka za kolano falowała na wietrze, przykuwając wzrok chłopaka.
    - O Boże, Louis przepraszam… ja naprawdę, nie wiem, po prostu… ja – dziewczyna paplała bez sensu, czym wywołała śmiech u Louisa.
    - No to już wiem czemu prawdziwi gentlemeni wyginęli! Najpierw ich wykończyłyście a teraz narzekacie!     - dziewczyna wystraszyła się i oblała rumieńcem, ale widząc rozbawioną minę chłopaka, także się roześmiała.
    - Um… no dobrze. To gdzie mnie w końcu zabrałeś?
    - Zobaczysz… skarbie – ostatnie słowo dodał dosłownie sekundę później a dziewczyna spuściła głowę próbując niezbyt udanie ukryć niezręczność wpełzającą na jej twarz. Poczuła się naprawdę doceniona. Wtedy, jakby tego wszystkiego jeszcze było mało poczuła dłoń na swojej tali. Od tej pory przestała myśleć. Postanowiła dać ponieść się emocjom.

                                                              ~~~~~~*****~~~~~~

     Dzień był naprawę ciekawy Chłopak zabrał ją do oceanarium i do restauracji a teraz właśnie szli do kina.
    - No to co? Na co chcesz pójść? – dziewczyna rozglądała się po pomieszczeniu oklejonym różnorodnymi plakatami. Czytała opisy filmów, które mogły ją interesować, a Lou stał z tyłu dając jej wybór. Było mu obojętne na co pójdą. Ważne, że z nią. W tym momencie dziewczyna pojawiła się przed nim z ulotką w dłoni. No dobrze, było mu obojętnie, ale nie spodziewał się TEGO! Louis definitywnie nie chciał iść na żadne romansidło! Oczywiście, że niektórzy to lubią, ale na Boga! On był facetem! Nie chciał oglądać, jak jacyś aktorzy na ekranie migdalą się ze sobą i szepcą czułe słówka. Do tego czemu ten film był taki długi? Prawie trzy godziny! Większość filmów akcji nie trwa tak długo. Louis musiał spróbować przekonać Bellę do zmiany zdania, chociaż widząc iskierki w jej oczach był prawie pewny, że mu się to nie uda.
    - Um… Bell – dziewczyna nie dała po sobie tego poznać, ale bardzo spodobał się jej to, jak nazwał ją brunet. – O czym to?
    - Och, to taka wspaniała, romantyczna historia. Opowiadająca o miłości kochanków pragnących siebie pomimo przeciwności losu… - Dziewczyna opowiadała to z wielką pasją a Louis zapatrzył się na jej usta do momentu, kiedy poruszyły się wypowiadając jego imię.
    - Myh… sorki, mówiłaś coś?
    - Nie tylko pytałam, czy wolisz coś innego? – w oczach blondynki przygasły te świecące diamenty i Louis z westchnieniem zaprzeczył temu ruchem głowy.  „To tylko trzy godziny Tomlinson, wytrzymasz” Jest i tak lepiej, niż kiedy Liam zafundował im maraton "Toy Story"… w środku nocy, po męczącej próbie i budził każdego kto zasnął.

                                                                  ~~~~~~*****~~~~~~

 Pierwsza godzina filmu.

Bella siedziała podekscytowana w rzędzie na samej górze wraz z Louisem. Wierciła się na czerwonym fotelu układając swoją kurtkę,  torebkę czapkę i Bóg wie co jeszcze. Jednak wynagrodziła to Louisowi łapiąc go za rękę. Kiedy przeczekali półgodzinne reklamy i w końcu zaczął się film, blondynka wtuliła się w chłopaka, który starał się zrozumieć od samego początku o co chodzi w fabule. Początek dość fajny. Ktoś ginie w wypadku i dziewczynka trafia do domu dziecka. Chłopak z wyższych sfer opływa w luksusy i ma wszystko czego zapragnie. No i… no i właśnie na tym ciekawość się kończy, ponieważ później dziewczyna ma kilkunastu adoratorów i nie wie którego ma wybrać, a chłopak umawia się z wszystkimi laskami i wszystkie je potem rzuca. Louis wzdycha… jeszcze tylko dwie godziny.

                                                                ~~~~~~*****~~~~~~

Druga godzina filmu.

      Niebieskooki już nawet nie siedział, po prostu wyłożył się na szkarłatnym fotelu i patrzył martwym wzrokiem w ekran. Bella siedziała obok i wzdychała z przejęciem a szatyn tylko przewracał oczami. Bo niby co w tym niezwykłego? Dziewczyna w końcu zdecydowała się na jednego z otaczających ją chłopców, a kiedy dowiedziała się, że to nie ten brała następnego. Aż w końcu któryś ją zdradził. Potem okazało się żerobił to na okrągło, nawet z jej najlepszą przyjaciółką, z która zaszła z nim w ciążę. Wtedy właśnie Bella wbiła Louis'owi swoje długie niebieskie paznokcie dosyć mocno w rękę.
    - Jak on tak może? Nienawidzę takich typów! –dziewczyna wyszeptała cicho.  A szatyn popatrzył na nią niedowiewrzając. W tym momencie w  jego głowie kłębiła się myśl "Dlaczego kobiety tak przezywają filmy? Przecież to fikcja. A ona to niby co? Zmienia chłopaków jak rękawiczki. Każdy chłopak już dawno by oberwał” –  Nie powiedział tego na głos, bo kiedy zrobił podobną uwagę do innego fragmentu filmu Bella posłała mu spojrzenie mogące powalić każdego. Louis zacisnął szczękę i spojrzał na wyświetlacz telefonu, sprawdzając która godzina, po czym ciężko westchnął.

                                                            ~~~~~~*****~~~~~~

Trzecia godzina filmu.

        Louis leżał wyciągnięty na fotelu. Tak naprawdę to dopiero chwilę temu się obudził. Właściwie to z krainy słodkich marzeń wyszarpała go (dosłownie) Bella ciągnąc w dość mocny sposób jego ramię. Teraz blondynka ocierała policzki z kilku łez, które wypłynęły z jej oczu. Otóż właśnie główna bohaterka cała brudna z ziemi całowała się z bogaczem nie nagannie ubranym. Bohaterowie znajdowali się w jakiejś dziurze w ziemi, Louis nie wiedział jak ponieważ przespał ten moment. Delikatnie przetarł oczy wolną ręką, ponieważ drugą splótł z dziewczyną. Kiedy w końcu odbył się ślub i wszyscy żyli długo i szczęśliwie pojawiły się napisy końcowe. Na Sali rozbłysły światła i wtedy chłopak zobaczył zaczerwienione policzki Belli i pozostałości łez które starła kciukiem. Dziewczyna uśmiechnęła się.
    - Louis dziękuję za tą randkę, naprawdę było wspaniale. – Chłopak nie odpowiedział, za to złożył delikatny pocałunek na wargach blondynki. "Oj czego się nie robi dla kobiet" - pomyślał.
     Niebieskooki odwiózł ją do domu, a droga nie była już taka cicha. Rozmawiali ze sobą o różnych bezsensownych sprawach…

                                                         ~~~~~~*****~~~~~~

    - Louis powiedz mi co miał znaczyć SMS, który dostałem od ciebie? – Niall stał z uniesionymi brwiami.
„błagam ratuj, jeszcze jakieś 2,5 h i możliwa setka chłopaków!”
    - Byliście w klubie nocnym? – blondyn spojrzał na swojego przyjaciela, który patrzył na niego z ukosa.
    - Nie poszliśmy do kina, na romans…
    - O stary i co zasnąłeś? – blondyn w szerokich spodenkach i białej koszulce zajadał się chipsami. Lou kiwnął głową.
Chłopak zadławił się w tym momencie, przez wybuchający śmiech i spojrzał na starszego pytającym wzrokiem. – Nie zorientowała się? Dobra.. to nie jest normalne usypiać na randce… chyba.
    - Niall jakbyś ty musiał iść na film o miłości, to też byś przysnął– nastała chwila ciszy, Louis rozciągniety na kanapie znów przyciągnął wzrok farbowanego, który wpatrzył się w telewizor. – Nigdy więcej nie zabiorę dziewczyny na randkę do kina. Każda zawsze będzie chciała iść na jakiś romans.
    - Nom.. nie każda – wymamrotał blondyn z ustami pełnymi jedzenia.

    - Niall to jedna szansa na milion- Louis zrobił teatralny gest rękami w powietrzu. – Jeżeli taką spotkam to od razu się z nią umówię! – Oboje wybuchli głośnym śmiechem…

środa, 29 stycznia 2014

DESTINY OF THE LOVE #9



               Witajcie! Przepraszamy za tak długą nieobecność, ale na prawdę miałyśmy powody. Pierwszy - dużo obowiązków, niestety u nas ferii jeszcze nie ma. Drugi - Problemy z komputerem, ale chyba wszystko już jest w porządku. Musimy się was spytać jak tam odczucia bo ukazania się nowego bohatera naszego Destiny? Co sądzicie o Megan? Przyjmiecie ją do grona? Na pewno Dzisiaj w dziewiątce powróci Peter (pojawił się już w Destiny of The Love #2) Akurat tak się złożyło, że dzisiaj są urodzinki Hexy, więc Wszystkiego Najlepszego Czarownico! Także na koniec jeszcze raz przepraszamy, że tak długo nic nie dodawałyśmy, ale nie martwcie się w ferie wszystko nadrobimy. Wyznamy wam w tajemnicy, że pracujemy nad nowym imaginem. Pozdrowienia i życzymy miłych ferii.
P.S Stworzyłyśmy zakładkę "Bohaterowie", abyście jeszcze bardziej mogli poznać postacie występujące w naszym opowiadaniu. Bardzo ważne jest dla nas wasze zdanie dotyczące długości rozdziałów, dlatego umieściłyśmy sondę.

                                                               ~~~~~~*****~~~~~~
 
     W mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi.
    - Zayn... Otwórz – Louis siedział na swoim fotelu, po środku salonu i zajadał się karmelowym popcornem.
    - Tomlinson! – zza rogu wyjrzał mulat ubrany w czarne, dopasowane rurki, czerwoną koszulkę z krótkim rękawkiem odsłaniającą jego tatuaże. – To twój dom, więc łaskawie rusz tą swoją seksowną dupę z tego fotela, żeby się za bardzo nie spłaszczyła. Wygląda na to, że to twój jedyny atut.
    - Pff… Ja przynajmniej jakiś mam - Szatyn obrzucił popcornem Zayn'a, który tylko westchnął i wolnym krokiem podążył do drzwi.
    - Hej – za dębowymi drzwiami stała Monika, która uśmiechała się wesoło do swojego ukochanego. Była tam jeszcze jedna dziewczyna blondynka, która brązowooki zauważył dopiero po dłuższej chwili, jego cały świat obejmowała Monika.
    - Ej, ej nie przejmujcie się mną gołąbeczki, to tylko stara Bella, która nie ma faceta… Monic, bierz w końcu tego pendrive'a i chodźmy już. – dziewczyna o blond włosach i niebieskich oczach, w których nie było widać większego zainteresowania, miała również piękny melodyjny głos. Na jej ciele widniała sukienka w kolorowe wzorki sięgająca do kolan Zayn i Monika spojrzeli na siebie, w oczach dziewczyny było widać wyraźną prośbę o pomoc.
    - Dobra wejdźcie, poszukam pendrive'a, no i… może jakaś kawa albo herbata - zadał to pytanie w taki sposób, jakby sam już na nie odpowiedział.
    - Zayn z kim tam gadasz?! Spław akwizytora i chodź. W telewizji leci Lessie. – Zayn przewrócił oczami i dosłownie uderzył się otwartą ręką w czoło. Dziewczyny zaśmiały się tylko, i początkowo zdenerwowana Bella trochę się rozluźniła.
    - Idźcie do tego idioty, ja zrobię herbatę.
    - Może ci pomóc- spytała blondynka, która jeszcze nie czuła się do końca swobodnie. - Nie, nie trzeba, rozgośćcie się, ja zaraz wracam – Zayn mrugnął do swojej dziewczyny i skierował się do kuchni.
     - Bella chodźmy do salonu przedstawię ci kogoś. – Dziewczyna westchnęła cicho, nie uniknęło to jednak uwadze Moniki, na której ustach pojawił się nikły uśmiech.
 
                                                             ~~~~~~*****~~~~~~
 
       Wszyscy razem siedzieli teraz w wielkim, modnie urządzonym pokoju. Kiedy dziewczyny weszły do środka, a Bella zobaczyła Louisa o mało nie dostała zawału. Od razu zapytała o drogę do łazienki i zaciągnęła tam Monikę siłą. Kiedy się już tam znalazły zaczęła narzekać, że ta jej nic nie powiedziała, że ma złą fryzurę, ubranie niedopasowane do butów, że włosy są postrzępione. Obie miały wrażenie, że gdzieś z głębi mieszkania dobiegł jakiś wrzask, a potem były pewne że słychać było trzask drzwi. Jednak Bella nie zwróciła na to większej uwagi, wróciła do narzekania jaką to ma złą i niedomyślną przyjaciółkę. Kiedy wróciły, herbata była już na stole, a Louis zamiast w starych szarych dresach i poplamionej bluzce siedział w czarnych, przylegających, ale luźnych w kroku, rurkach. Miał białą bluzkę, a do tego na ramionach dżinsową Kurtkę. Monika zastanawiała się po co? Przecież w mieszkaniu było bardzo ciepło. Zayn siedział naprzeciwko Tomlinson'a i za wszelką cenę próbował powstrzymać się od śmiechu. Odsunął się na koniec kanapy i poklepał miejsce obok siebie. Monika zachichotała i usiadła obok niego tak, że została już wolny tylko wąska brązowa kanapa, niebezpiecznie blisko fotela, na którym siedział niebieskooki, kiedy to sobie uświadomił poruszył się na nim niespokojnie, a Bella usiadła na tapczanie, posyłając mu słodki uśmiech. Na zewnątrz wyglądała na opanowaną, ale w środku biły się w niej różne emocje. Blondynka była wyraźnie zainteresowana Louisem, starała się pociągnąć jakiś temat, bawiła się nerwowo palcami i kosmykami włosów. Natomiast Tomlinson, starał się udawać wyluzowanego, co według Zayn'a nie wychodziło mu za bardzo, ciągle uciekał wzrokiem od twarzy Belli, kiedy jednak spojrzał na nią, tonął w niej i zapominał o bożym świecie. Monika i Zayn czasami spoglądali na siebie ukradkiem i uśmiechali. Kiedy dzień dobiegł końca, Bella szczęśliwa jak nigdy oznajmiła, że dostała numer telefonu od Louis'a
 
                                                           ~~~~~~*****~~~~~~
 
    - Mówię poważnie! – Bella zrobiła naburmuszoną minę – Ja naprawdę nie mam co robić Monika!
    - Co to za problem dla ciebie, idź do klubu i wyrwij sobie jakiegoś kolesia – Bella przygryzła wargę w zakłopotaniu tak mocno, że odbiły się na niej ślady zębów.
     - Nie chcę – Monika uniosła brew w niedowierzaniu i uśmiechnęła się tajemniczo, ale zaraz potem oberwała różową poduszką z łóżka przyjaciółki.
     - Dobra, Dobra to co, maraton zakupowy? – blondynce spodobał się ten pomysł, ale ciągle postanowiła udawać. – Oj, oj no chodź już, postawie ci pizzę.
    - To co my tu jeszcze robimy? - krzyknęła zeskakując energicznie z łóżka.
    - Czekamy, aż pewna blondi przestanie się fochać…
    - Bardzo śmieszne - Bella zaczęła  przedrzeźniać przyjaciółkę.
 
                                                           ~~~~~~*****~~~~~~
 
    - Jeezzu Bella, ile jeszcze? – Dziewczyny chodziły po galerii już od 4 godzin, w czasie których Monika wypatrzyła sobie parę niebieskich rurek i bluzkę ze śmiesznym nadrukiem. Bella po obejściu kilkudziesięciu sklepów kupiła trzy pary butów, (jedne z nich podobały się również Monice, niestety jej budżet nie wystarczał na ich kupno) cztery sukienki (Brunetka naprawdę nie wiedziała po co jej aż tyle) oraz kilka bluzek i dwie pary spodni. „I skąd do licha ona bierze na to wszystko pieniądze?"
    - Oj nie marudź, sama zaproponowałaś maraton zakupowy.
    - Maraton, a nie wycieczkę po Alpach! – Bella przewróciła oczami.
    - No naprawdę, nie wiem jak ten twój Zayn z tobą wytrzymuje? – Monika zatrzymała się. Dobrze wiedziała, że nie była idealna i sama nie wiedziała co taki facet w niej widzi – Oj, oj żartuję… Jezzu chodźmy tutaj! - krzyknęła blondynka wskazując budkę z fast foodami - Musisz mi jeszcze postawić tą obiecaną pizzę. Jadły w ciszy, kiedy nagle telefon blondynki zawirował, kiedy skończyła rozmowę do uszu Moniki doszedł głośny wrzask.
    - Boże, Bella ogarnij się, uszy mi pękną… co się stało?
    - Louis… Louis zaprosił mnie na randkę!! - Monika wpatrywała się w swoją przyjaciółkę wielkimi oczami, a po chwili na jej twarzy pojawił się delikatny, chytry uśmieszek…
    - Och tak? Gdzie cię zabiera?
    - A czy to ważne? Obojętnie, ważne że z nim! – Bella wystukała coś na klawiaturze z prędkością światła, uśmiechając się tak szeroko, że było jej widać wszystkie zęby. – No… to teraz musimy znaleźć mi odpowiednią sukienkę. – Monice do słownie opadła szczęka…
   - Że co? kupiłaś tyle rzeczy, na pewno sobie coś wybierzesz – Bella prychnęła i machnęła lekceważąco ręką.
   - No coś ty, to nie są ciuchy na takie wyjścia, to ma być coś eleganckiego, takiego mówiącego: „Ach, ale chciałbym cię schrupać” i jednocześnie „Jestem taka delikatna”. Rozumiesz? Więc jedz szybko i idziemy! – Monika zamrugała szeroko otwartymi oczami
   - Skąd ty bierzesz na to wszystko kasę?
 
                                                               ~~~~~~*****~~~~~~
 
    - Wiedza na temat pierwszej pomocy jest bardzo ważna, gdyż od niej zależy zdrowie, a często
 nawet życie człowieka. - Daria siedział znudzona na krześle, z głową opartą na rękach. EDB, ciekawa nazwa, nawet dość sympatyczna. Taka luźna lekcja, jakby do poprawy humoru, po wyczerpujących godzinach matematyki. A jednak nie. Edukacja dla bezpieczeństwa może jest życiowym i potrzebnym przedmiotem, ale wymaga sporej pamięci. No i zainteresowania. A tego właśnie blondynka nie miała. Nudziły ją te tematy. Te wszystkie pozycje, lekarstwa i pierwsza pomoc, która w każdym przypadku wymaga innego stylu działania. Daria niby słuchała nauczycielki, ale co chwila odlatywała w świat marzeń. Wspominała wyjazd nad jezioro, który był dla niej bardzo udany. Na samą myśl, o tych wszystkich zabawnych przygodach uśmiech kwitł na jej twarzy. Chciałaby, aby takich chwil w jej życiu było jak najwięcej. Nawet jej brat nie sprawiał większych problemów, szczerze mówiąc to jego osoba jeszcze bardziej rozkręciła towarzystwo. Z rozmyśleń wyciągnął ją dzwonek. Już miała chwytać za zeszyty, kiedy uświadomiła sobie, że z perspektywy nauczycielki lekcja nie dobiegła końca. Pani Thompson zawsze przytrzymywała uczniów na przerwie, aby podać zadanie domowe. Po pierwsze jakie zadanie? Przecież ten przedmiot powinien być jednym z przyjemniejszych, młodzież nauczyłaby się więcej, gdyby lekcja sprawiała im przyjemność. Po drugie jakim prawem belfer zabiera czas przerwy, kiedy uczniowie powinni odpoczywać? "Ładować mózg na kolejny horror" nie no, może przesada raczej "na kolejny nudny film o zdobywaniu pokarmu przez bizony" O! no tak, to się nawet zgadza, następna jest biologia.
    - Moi drodzy, dzisiejsza praca domowa polegać będzie na odegraniu scen pierwszej pomocy. Podzielicie się w pary. Waszym zadaniem będzie wybrać rodzaj wypadku i stworzyć do niego akcję ratunkową. Macie na to czas do następnej lekcji.
     "do następnej lekcji? No chyba nie!" 
    Nastolatka przewróciła oczami i westchnęła. Musiała się z tym uporać jak najszybciej, bo w weekend umówiła się z Hazzą. Szybko spakowała swoje rzeczy i poszła do sali biologicznej, nie zwróciła uwagi na to, że ktoś ją wołał. Siedział na korytarzu z zeszytem na kolanach i powtarzała materiał o tkankach i ich rodzajach, kiedy poczuła klepnięcie w ramię.
     - Heja Dal - kiedy dziewczyna uniosła wzrok zobaczyła uśmiechniętego Petera. Cóż mogła się domyślić, tyko on ją tak nazywał. Dal. Kiedyś usłyszał, jak Dorotka powiedziała do niej Dalja i od tej pory tak ją nazywał. – Kobieto miej życie, a nie tylko ciągle powtarzasz te lekcję.
     - PFF… oj się czepiasz. Lepiej się nauczyć niż później martwić się, że jest się zagrożonym, jak co to niektórzy – spojrzała dyskretnie na Petera, tak żeby tylko on to zauważył, ten się
zarumienił. - Czego byś chciał?
- Chciałbym zwrócić się z uprzejmą prośbą, aby rozpatrzyła Pani pozytywnie mój wnioseko to, byśmy byli w parze na zajęciach z EDB. - chłopak zrobił "inteligentną" minę i zaczął naśladować nauczyciela od fizyki.
     - Wniosek rozpatruję pozytywnie, człowieku ratujesz mi życie. Kiedy masz czas?
     - Dla ciebie nawet jutro… dal – mówiąc to wysłał jej całusa w powietrzu a ta się roześmiała, było to dla nich normalne, w końcu znali się od dziecka.
     - A w piątek?
     - Oczywiście. Co tylko sobie zażyczysz- po jego sowach zabrzmiał dzwonek a nauczycielka pojawiła się w ekspresowym tempie.
     - Super nawet nie zdążyłam sobie niczego powtórzyć, jeżeli dostane jedynkę  to będzie  twoja wina Peet! – nastolatka zrobiła zbolałą minę  i oboje się zaśmiali.

                                                                   ~~~~~~*****~~~~~~
 
      Daria i Peter Siedzieli nad książkami już od kilku godzin a od pracy oderwał ich dzwonek do drzwi. Daria zbiegła na dół i kiedy naparła na klamkę ta ustąpiła i dziewczyna dosłownie wypadła na podwórko.
    - Oops- dziewczyna dokładnie czuła ciepłe ręce podtrzymujące ją w pasie aby nie upadła.
 I wiedziała do kogo należą. Rozpoznała by je nawet po ciemku, pod odstrzałem i przykuta kajdanami do... w sumie do czegokolwiek. Należały do Harrego. Jej Harrego.  Podniosła  głowę do góry i natrafiła na te cudne oczy wpatrujące się w nią z miłością. – powinnaś uważać nie chciałbym żeby jakiś inny facet mógł chronić cię od upadku. To tylko i wyłącznie moje zadanie.
    - Mrr, obiecujesz.
    - Yhym… - Hazza pochylił się i pocałował niższą blondynkę, a odsunęła się od niego po chwili przypominając sobie o Peterze czekającym na górze. Hazza mruknął zawiedziony zmniejszył dystans pomiędzy nimi chwytając jej wargę między swoje.
    - robię projekt na EDB - Harry uniósł brew i już miał coś powiedzieć, ale Daria mu
 przerwała - razem z Peterem- cały radosny nastrój Hazzy prysnął w jednej chwili. Nienawidził tego młokosa.  – Zauważ, że dzisiaj, bo pamiętam, że jutro wychodzimy razem-  chłopak zdobył się na lekki uśmiech. Bo robiła to dla niego, nie dal nikogo innego. Daria wpuściła swojego chłopaka i kazała poczekać w salonie. Harry mruknął coś i włączył MTV, gdzie leciała akurat ich piosenka.

                                                                 ~~~~~~*****~~~~~~
 
     - To na czym skończyliśmy.  – Daria wbiegła do pokoju równie szybko jak z niego wyszła.
     - No na  pozycji bocznej… Kto to był? – Peter wyglądał przekomicznie. Pochylony nad książkami z włosami na twarzy i wyglądał jakby nie spał od 3 dni. Tak, za dużo nauki jak na jeden Raz… - Halo! Ziemia do Dal! Aż tak utonęłaś w moim ponętnym spojrzeniu?
     -Ach no tak …  Hazza czeka na dole – Peter się skrzywił. Czy ten lokowaty frajer musiał być przed nim zawsze o jeden krok. Myślał że dzisiaj będzie z Darią s a m ale nie pan "jestem sexowny" musiał się wtrącić. Do tego to imię, i wkurzające przezwisko! Peter nie rozumiał dlaczego dosłownie każda laska śliniła się na jego widok.
    - Nigdy nie zrozumiem kobiet. – mruknął prawie niesłyszalnie.
    - Mówiłeś coś?
    - Nie, nic… Dobra to lecimy dalej. Pozycja ta pozwala na pomoc przy mniej szkodliwych urazach. Jest ona prosta, i łatwa do wykonania…
    - Taaa, jasne w szczególności, kiedy już coś się stało.  Uciekłabym najdalej jakbym mogła albo zemdlała.
    - Ha, ha, ha, no cóż, ja też.
 „ale gdyby chodziło o ciebie skoczyłbym w ogień.” – dodał w myślach.
 
                                                                  ~~~~~~*****~~~~~~ 

W tym samym czasie, w salonie.
 
     - Ile jeszcze będziecie tam siedzieć. – Harry warknął zirytowany. Nie przeszkadzało mu to że musi czekać, tylko raczej to, że jego dziewczyna jest na górze z jakimś napalonym młokosem, który ma na nią chrapkę.  Znaczy, on też miał ochotę na Darię, ale tu sprawa wyglądała inaczej! Ona była jego dziewczyną, do tego się kochali. I Harry na pewno nie zostawił by jej po tym. A wiadomo co takiemu dzieciakowi przyjdzie do głowy? Wstał i pokręcił głową. Ach, jak ona na niego działała, zaczynał mówić jak swój dziadek! Odwrócił się w stronę schodów i w nerwach zaczął chodzić po salonie, strącając książkę z regału. Zaklął cicho i schylił się po nią. „Nostalgia anioła”. Nie rozumiał jak dziewczyny mogą czytać takie książki. Znał ją. Pamiętał jak przestraszył się nie na żarty, kiedy Gemma kiedyś go odwiedziła, a potem zastał ją w salonie zalaną łzami. Myślał że stało się coś złego, a ona z ogromnym uśmiechem i łzami w oczach powiedział mu, że czyta niesamowitą książkę. Odłożył ją na miejsce
     - Jezu Daria, kiedy ty to wszystko przeczytałaś. – zagwizdał cicho na widok tylu książek.
Rozglądał się po pomieszczeniu, dokładnie lustrując wszystko co zobaczył. Bo niby co ma robić? Czekać bezczynnie to go rozsadzi. Nagle jego uwagę przykuł świecący papierek w kącie, za kanapą. Podszedł tam i wziął do ręki. Z rozbawieniem stwierdził, że to prezerwatywa.
    - Co Radek? Miałeś ostatnio ubaw. Dobrze, że ja to znalazłem - prychnął.
Wtedy na schodach rozbrzmiały kroki, a on obrócił się w tamtą stronę. Musiało to wyglądać bardzo dziwnie. Ponieważ Peter stał  z otwartymi ustami i patrzył na niego wielkimi oczami dopiero po chwili Styles przypomniał sobie, że trzyma gumkę.
    - Co jest prezerwatywy nie wdziałeś? A niby taki duży. – Harold uśmiechnął się perfidnie.
    - T-ty chyba nie zamierzasz...
    - A co jeśli? – Harry wzruszył ramionami. Oczywiście nie planował tego, ale niech się szczyl zastanawia. -  Ona jest moją dziewczyną, więc nie muszę ci się z niczego tłumaczyć.  -Peter zmarszczył brwi i popatrzył na niego skupiony.
    - Spróbuj jej tylko coś zrobić to cię…
    - Hej chłopcy o czym rozmawiacie? – Peet podskoczył ,a Styles schował świecące opakowanie do kieszeni.
    - A takie tam męskie spray, kochanie – Harry podszedł do Darii i pocałował ją . Wiedział, że Peter im się przygląda, dlatego zrobił to nadzwyczaj namiętnie
    - Yhym tak, dzięki Peter'owi poszło 100 razy szybciej! – Hazza się skrzywił , Peet uśmiechnął.
    - Em Dali – Styles posłał drugiemu mordercze spojrzenie, żaden fagas nie będzie tak przezywał jego dziewczyny. – Pomóc ci jeszcze w czymś.
    - Nie Peet, dzięki i tak dużo zrobiłeś.  – Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale został delikatnie odprowadzony do drzwi przez Hazzę i za nie wypchnięty.
    - Dari, co to w ogóle za projekt. – Harry stanął za swoją dziewczyną i objął ją całując po karku.
    - EDB , wiesz pierwsza pomoc, sztuczne oddychanie, takie tam. – Hazza zesztywniał.
    - Sztuczne.. że kurwa co? – dziewczyna podskoczyła, Harry nigdy nie odzywał się do niej w ten sposób. Odwróciła się do niego. Jego brwi były zmarszczone, a usta ściągnięte.
    - Nie mów tak do mnie, o co Ci chodzi? Co? – Daria podniosła głos, była całkowicie zirytowana tą sytuacją.
    - O to kurwa, sztuczne oddychanie. – Harry był już cały czerwony, tak samo z resztą jak Daria
    - Nie moja wina, że takie zadanie nam dali, uspokój się do jasnej cholery. To tylko zadanie co cię tak wkurza?
    - Jak mam być spokojny, kiedy ty obściskujesz  się tam na górze z tym palantem?  A morze ci się podoba taki układ w „pierwszą pomoc”?
    - Jakie … że Co?  - Daria miała ochotę przywalić mu w tę jego  idealną twarzyczkę tak, żeby został ślad.
    -  O to normalne, nie widzisz, że to dla niego pretekst, bo chce się do ciebie przyprawić?
    - Nastolatka nie wytrzymała i uderzyła wokalistę otwartą ręką w twarz.
    - Dość, on jest tylko kumplem, rozumiesz? Kolegą, robimy razem projekt. – twarz Harrego wyrażała zdziwienie  taką reakcją dziewczyny- Powiem ci jedno wyjdź stąd rozumiesz? Mam dość! Jeżeli uważasz, że polecę za każdym lepszym, albo nie masz rację polecę za każdym, ale nie za tobą! Wynocha!
       Harry chciał coś powiedzieć, ale nastolatka pociągła go w stronę drzwi wypchnęła i zamknęła mu przed nosem. Po w chwili całym mieszkaniu  było słychać  już tylko cichy szloch.

                                                                ~~~~~~*****~~~~~~
 
     Megan spojrzała na zegarek, jeszcze 10 minut. Ciężko westchnęła i wróciła głową na poduszkę. 

    „Bezradność, czy to musi być takie straszne uczucie? Czy ono musi zabrać człowiekowi całą duszę i pozostawić na pastwę losu całemu światu. Przecież w tej chwili nie mam po co żyć, po tym wszystkim co mi zrobił, ja nadal nie mogę o nim zapomnieć, nadal moje myśli skupiają się tylko na nim. Te wszystkie chwile razem spędzone, nawet te kłótnie i buziaki na zgodę. Pamiętam jak dziś słowa wypowiedziane z jego ust, że jestem najważniejszą kobietą w jego życiu. Czy słowa to same kłamstwa? Powinny być wisienką na torcie w miłości, powinny dawać uczucie bezpieczeństwa, prawdziwego uczucia, a tu to wszystko okazało się jednym wielkim, cholernym kłamstwem. Może wtedy, kiedy je wypowiadał na prawdę coś dla niego znaczyłam, ale poznał inną. Ładniejszą, z nienaganną figurą, wielkim biustem i odstającym tyłkiem. Przecież co ja mogłam mu dać? Małe  piersi, czy niezgrabne ciało? Boże, trzy lata, trzy długie lata spędzone z człowiekiem, który wydawał się moją drugą połówką, moją największą miłością życia. I to wszystko tak prysło... Nie pozostał po tym żaden ślad, prócz jednego zdjęcia w portfelu, którego nie mam odwagi zniszczyć. Wszystko skończyło się w jednej sekundzie. Od zawsze wiedziałam, że mężczyźni to dupki, ale myślałam, że Jeremi jest inny, że naprawdę mu na mnie zależy. Jak ja sobie teraz bez niego poradzę? Co ja mówię? Ja tęsknię a on nawet raz do mnie nie zadzwonił. Cholerna miłość, jak to jest, że człowiek sprawiający ci wielkie cierpienie nadal tkwi w tobie głęboko w sercu?”

     Nagle w pokoju rozległ się dźwięk budzika. Dziewczyna bezradnie podniosła się z łóżka i zaczęła szukać lewego kapcia, była taka obojętna, że założyła tylko jednego. Małymi kroczkami zmierzała ku drzwiom. Zawroty głowy i ciemność przed oczami spowodowały, że musiała się zatrzymać i oprzeć o najbliższy mebel. Nie miała głowy do zastanawiania się, co jest tego powodem, ale chyba każdy z nas wie, że po nieprzespanej nocy i wylaniu tony łez z człowieka ucieka cała energia i czuje się wtedy jak ten zagubiony kapeć. Dziewczyna przymknęła na chwilę oczy i oddychała głęboko. Poczuła się swobodnie i lekko, nagle przed sobą ujrzała  postać Jeremiego. Stał z kwiatami i ulubionymi białymi czekoladkami, w kształcie różyczek. Powolnym krokiem kierował się w jej stronę. Na jego twarzy malowała się skrucha, jakby żałował tego co zrobił. Kiedy ich głowy prawie się stykały chłopak wreszcie się odezwał.
     - Przepraszam, byłem idiotą. Nie mogę sobie tego darować, że skrzywdziłem taką wspaniałą kobietę... jesteś dla mnie najważniejsza, wiem że nigdy nie będzie między nami tak jak dawniej, ale proszę wybacz mi. Dziewczyna gwałtownie otworzyła oczy, nagły napływ gorąca spowodował, że na jej skroni pojawiły się kropelki potu. 

    „Nie ja dłużej tego nie wytrzymam, ja ciągle mam nadzieję, ale na co? Że przyjdzie do mnie i się wytłumaczy? Przecież i tak bym mu już nigdy nie zaufała. Ja mam nadzieję, że to wszystko to sen, głupi sen, który bezpodstawnie zaprząta mi głowę, chcę się obudzić, tak na pewno się obudzę. Otworzę powieki i zobaczę jego, wtulonego we mnie. Będzie mi tak ciepło i wygodnie, że nie pójdę do pracy i w cale nie będę się niczego obawiać, bo mam jego - moją podporę.”

C.D.N