sobota, 22 lutego 2014

DESTINY OF THE LOVE #12

Witajcie! Jak tam mijają ferie? Nam pierwszy tydzień niestety strasznie szybko zleciał, no ale cóż, jeszcze kilka dzionków jest. Jak pamiętacie założyłyśmy drugiego bloga, w czasie nudy serdecznie zapraszamy: <klik> Dzisiaj przychodzimy do was z kolejną częścią Destiny. Życzymy miłego weekendu i pozdrawiamy ;)


                                                          ~~~~~~*****~~~~~~



      Zaspany Niall podążył ku łazience. Gdyby go ktoś teraz zobaczył pomyślałby, dlaczego taki chłopak nie ma dziewczyny. Obcisłe bokserki leżały idealnie na jego biodrach, a fryzura rozwiana na wszystkie strony świata dodała mu jeszcze większego seksapilu. Trzeba było przyznać, że nasz Nialler był całkiem nieźle zbudowany. Przecież nie na marne chodził na siłownię cztery razy w tygodniu, a potem kwiczał że wszystko go boli. Problem chłopaka nie polegał na tym, że nikt nie był nim zainteresowany. Gdzie się nie obejrzał, tam zawsze uśmiechała się do niego jakaś dziewczyna. On po prostu się wstydził. Nie miał odwagi zagadać, najczęściej odwzajemniał uśmiech i uciekał gdzie pieprz rośnie. Jego nieśmiałość towarzyszyła mu od dziecka. Już w przedszkolu omijał dziewczyny wielkim łukiem. Kiedyś zapomniał drugiego śniadania. Koleżanka, którą dążył szczególnym uczuciem chciała mu oddać jedną ze swoich kanapek, ale ten był tak oszołomiony, że odmówił. Pomyślcie, jaki musiał być zdesperowany, żeby zrezygnować z jedzenia. To co najbardziej utrudniała mu kontakty z dziewczynami był strach przed zbłaźnieniem i odrzuceniem. On po prostu był bardzo wrażliwym chłopakiem i bał się, że ktoś go zrani, bał się nieodwzajemnienia uczucia. Po omacku odszukał włącznika światła. W tym momencie w jego głowie pojawiło się pytanie, dlaczego wybrał sobie takie małego okna, a nie wielkie, ekskluzywne szyby, dające pomieszczeniu wspaniały klimat. Chyba największym powodem, były obawy, że ktoś może go przez nie podglądać. Podszedł do umywalki i przekręcił kran. Ocucił się wodą, najprawdopodobniej zimną, bo na jego ciele pojawiła się gęsia skórka. Po przyjrzeniu się sobie dokładnie w lustrze, sięgnął po elektryczną maszynkę do golenia, zapewne zobaczył w nim odbicie kowboja. Po skończeniu czynności, przeczesał włosy po czym zbliżył się ponownie do zwierciadła. Przyglądał się sobie przez jakiś czas, następnie powiedział
     - Co przyjacielu, jakoś wyglądamy- uśmiechnął się do odbicia, jednak natychmiast radość znikła z jego twarzy. W pomieszczeniu rozległ się odgłos kumkania żaby. Blondyn złapał się za brzuch. - Ocho! Czas coś zjeść. Przeszedł przez, biały korytarzyk, stąpając po ogrzewanych od dołu kafelkach. Dochodziło do połowy października, także ciepełko było wskazane, a Niall to szczególny zmarzluch. W wolnym czasie prawie zawsze przesiadywał w domu, swoim lub któregoś z chłopców. Po prostu był domatorem, lubiącym wyłożyć się na kanapie i nie przejmować się tym, że ktoś go może zobaczyć. Przetrząsał szafki w poszukiwaniu jedzenia, kiedy to rozległ się dzwonek telefonu. Uśmiechnął się szeroko, jakby wiedział, kto dzwoni. Podbiegł do komórki i odebrał połączenie.
     - No cześć. Czekałem, kiedy zadzwonisz. I jak tam wszystko w porządku? Nie przejmuj się wszystko będzie dobrze. I co będziesz jutro? To wspaniale! Pamiętaj widzimy się w klubie "Fenix" o 18:00. Dobra, nie naciągaj sobie. Pa. Odłożył telefon i wydając z siebie radosne odgłosy, energicznie zakręcił się dookoła własnej osi.


                                                              ~~~~~~*****~~~~~~


       Powolnym krokiem kierowała się w stronę piekarni. Może nie była to dobrze płatna praca, ale Megan czuła się tam na prawdę dobrze. Nie musiała się stresować, siedziała w malutkim pomieszczeniu doglądając pieczywa i różnego rodzaju słodkich bułek. Nie raz po kryjomu podjadała sobie jagodzianki. Tak, bułka z jagodami była jej ulubioną. Już jako mała dziewczynka, wraz ze swoim przyjacielem kupowali sobie po jednej i siedząc na małym mostku przyglądali się płynącej wodzie. Do tego w firmie państwa Mcqueen panowała bardzo miła atmosfera. Dziewczyna czuła się jak w rodzinie, zawsze można było liczyć tam na wzajemną pomoc. Pewnie gdyby tylko chciała dostałaby kilka dni urlopu, ale ona nie dopuszczała tego do swojej świadomości. Dobrze wiedziała, że w domu nie wytrzymałaby ani minuty, że po prostu by tam zwariowała. Te myśli, które gnębiły jej umysł w każdej wolnej chwili, zadręczyłyby ją na śmierć. Pchnęła wielkie drzwi wejściowe, których na początku swojego zatrudnienia nie była w stanie otworzyć. Zawsze syn szefa wychodził jej na przeciw i pomagał przy tych "gwiezdnych wrotach". Dopiero po pewnym czasie doszła do wprawy i sama bez problemu dawała sobie z nimi radę. Starsza kobieta usłyszawszy dzwoneczek odwróciła się i posłała Megan poczciwy uśmiech.

     - Dzień dobry Panno Marie. Słychać było, że Meg została pozbawiona całego entuzjazmu. Kobieta, która była założycielką firmy wytarła nos w swoją białą chusteczkę.
     - Witaj skarbeńku, jak tam nastrój? - Troskliwy wyraz twarzy od razu zdradzał, że brunetka była dla kobiety bardzo ważna.
     - A jakoś leci - próbowała wymusić uśmiech, ale niezbyt jej to wyszło. Nie miała ochoty rozżalać się nad swoim losem dlatego szybko zmieniła temat - A co panią katar dopadł?
     - A no widzisz... Apsik!! kochana. Coś się przypałętało do starego babsztyla.
     - Moja babcia miała skuteczny przepis na przeziębienie. Mleko z czosnkiem i miodem, tylko wtedy bliskie kontakty z rozmówcą nie są wskazane.
     - Tak się cieszę, że ciągle masz te swoje poczucie humoru - Ucieszyła się Marie.
     - Kiedyś to byłam prawdziwa ja, teraz ratuję się tym przed całkowitą depresją - westchnęła Megan, rzucając się bezradnie na krzesło. W tym momencie mina starszej pani była taka smutna, jakby to ona przechodziła to piekło.
     - Moje dziecko - wyszeptała staruszka łapiąc dziewczynę za dłonie, jej zaś były takie chłodne, jakby już dawno straciły prawidłowe krążenie. Nic dziwnego miała już te swoje 80 lat, ale duchem przeganiała nie jedną nastolatkę. Cieszyła się każdą chwilą z życia, która dla niej mogła być tą ostatnią, do tego zawsze wspierała wszystkich swoimi mądrymi radami, widać było że przeszła wiele w życiu. Wyraźne zaznaczone rysy twarzy i poniszczone ręce, tak... w wieku 16 lat wywieźli ją do niewoli, pracowała, jako pomoc domowa u niemieckiej rodziny. Zastanawiacie się teraz zapewne, jak to możliwie, przecież do Anglii nie dotarli Niemcy z tymi okropnymi buldożerami niszczącymi każdy skrawek ziemi, niszczący szczęście ludzkie, na które zasługuje każdy z nas. Otóż nasza pani Marie był litewską żydówką. Dopiero po drugiej wojnie światowej wyjechała do Anglii i poznała swojego męża pana Mcqueen. - On nie zasługiwał na takiego anioła, uwierz mi skarbeńku. Pomyśl, może lepiej, że to wszystko stało się teraz. Może w innym przypadku dowiedziałabyś się tego dopiero po ślubie, dopiero wtedy gdy tworzylibyście szczęśliwą rodzinę wraz z waszym dzieckiem. Pamiętaj, nic nie dzieje się bez przyczyny. Ktoś nami kieruje tam u góry, widocznie tak miało się stać. Jestem pewna, że jeszcze doznasz takiego szczęścia jak nigdy dotąd i w twoim brzuszku będą fruwać takie motylki, że nie będziesz w stanie usiedzieć nawet chwili bez swojego mężczyzny- Niby te słowa dały mają iskierkę nadziei Megan, ale ona nie chciała innego mężczyzny, po prostu nie znała drugiego, którego tak by pragnęła i kochała.
     - Dziękuję pani za wszystko - powiedziała ocierając łzę rękawem, nagle się wzdrygnęła i szybko wstała - No nic, muszę iść do pracy, jeszcze raz dziękuję - złapała za torbę, która leżała obok niej na ziemi. Skierowała się ku małym drzwiom. Gdy trzymała już ich klamkę odwróciła się jeszcze do Marie z żalem w oczach. Ta odwzajemniła się znikomym uśmiechem, który oznaczał, że wszystko będzie dobrze.


                                                            ~~~~~~*****~~~~~~


       Megan miała właśnie przerwę na lunch, jak zwykle przyszykowała sobie ciepłą bułkę prosto z pieca i nałożyła na nią twarożek. Usiadła i sięgnęła po jej połówkę. Popatrzyła spod byka na pieczywo i krzywiąc się odłożyła na talerzyk. Już od kilku dni nie miała apetytu, najczęściej tylko piła, a poza tym jadła jedynie to, co podstawiła jej pod nos mama. Westchnęła i spojrzała na telefon. Zero wiadomości. "Jednak nic dla niego nie znaczę". Nagle w jej oczach pojawiły się iskierki, miała jakiś pomysł, który spowodował, że znów widoczny był u niej ten wigor, jak dawniej, gdy jeszcze wszystko było idealnie. Chwilę szperała w swojej torebce po czym wyciągnęła z niej małą, żółtą karteczkę. Wystukała numer w klawiaturę komórki i wsłuchiwała się w sygnał. - Hej, To ja Megan. No czuję cię coraz lepiej - skłamała - Okej, będę na 18:00 w klubie "Fenix" To do zobaczenia - zakończyła połączenie. Założyła fartuch i powróciła do sypania maku na bagietki.

piątek, 14 lutego 2014

Walentynkowy imagin Hexy cz.1



Witajcie! W ten uroczysty dzień, jakim są walentynki przychodzimy do was z prezenciorem. Otóż Hexa przygotowała imagin. My niestety nie mamy czego świętować, bo brakuje nam do tego tej drugiej połówki, ale co tam lody i czekolada same się nie zjedzą, a przy desperacji to nawet wskazane. Ale za to wam życzymy dużo czułości i buziaków. Dzisiejszy One shot, który będzie podzielony na części jest również rekompensatą za 10 tys. wyświetleń. Chcemy się wam odwdzięczyć za to, że jesteście z nami. Ostatnio dużo myślałyśmy z Hexą i postanowiłyśmy założyć NOWEGO BLOGA Oczywiście tego nie zaniedbamy, możecie być o to spokojni. Po prostu nasza wyobraźnia stworzyła nową historię, którą chciałybyśmy przelać w formę opowiadania. 
Mamy nadzieję, że chociaż zaglądniecie, może akurat fabuła was zaciekawi, jest całkowicie inna niż na tym blogu. Pojawiła się tam już zakładka z bohaterami także serdecznie zapraszamy.



                                                          NOWY BLOG!!!            


                           -->  i-wanna-hold-you.blogspot.com   <--





     - Co ty kurna wyprawiasz! Rzucasz jak baba! – Wysoki mulat w białym podkoszulku wydarł się na niższego, farbowanego blondyna.
     - O jasne, ja pierdole odezwał się Coby Bryant!  - Niall mimo swojego niepozornego wzrostu doskoczył do mulata.
     - Chłopaki przestańcie!  – trzeci z nich stanął z piłką w dłoniach.
     - Nie będę grał z taką ciotą! –  krzyknął Zayn, po czym odwrócił się i sięgnął po butelkę wody, wypijając ją duszkiem. Delikatna strużka spłynęła po jego podbródku, torując sobie drogę przez szyję i zniknęła za materiałem koszulki.
     - Nie wiem… jakoś się dogadajcie, ja  już się zmywam. Nie pozabijajcie się jak mnie nie będzie.
     - Dobra Li, czekaj na mnie idę z tobą – Niebieskooki podbiegł do swojego roweru, podniósł go i ruszył w stronę bruneta.
     - O  kurwa, pedalstwo się szerzy. – młody Irlandczyk pokazał mu tylko środkowy palec i odjechał.  Zayn prychnął i wzruszył ramionami. Założył na siebie swoją czarną bluzę z kapturem, który zaciągnął na głowę, zabrał plecak, a następnie ruszył w stronę domu.

                                                            ~~~~~~*****~~~~~~

     - Hej mamo. Co na obiad? – kobieta przetarła oczy rękawem swojego fartucha. Chłopak usiadł przy stole i zatarł dłonie.
     - Zayn idź umyć ręce. Już podgrzewam pomidorową. – Chłopak zauważył zły nastrój rodzicielki, który utrzymywał się już od kilku dni. Niestety ta nie chciała wyjawić o co chodzi.
     - Mamo co się dzieje? – w jego głosie wyraźnie było słychać irytację.
     - Nie nic - kobieta postawiła brunetowu talerz z parującą zupą. – Jedz już.  – Chłopak popatrzył na danie, zawsze kochał jeść zupy swojej matki. Kobieta świetnie gotowała, a już w szczególności pomidorówkę, jednak teraz odeszła mu na nią ochota.
     - Możesz mi w końcu powiedzieć o co chodzi ? – chłopak wstał gwałtownie przewracając talerz  - Przecież widzę, że coś jest nie tak!
     - Zayn Jawad Malik uspokój się ! – mulat skarcony natychmiast usiadł na krześle, a kobieta westchnęła.        - Chcesz znać całą prawdę? To proszę bardzo! Nie mamy nic, kompletnie nic! wszystko stracone, pójdziemy pod most! – rodzicielka zalała się łzami.
     - C-co? Jak to? – Zayn zerwał się na równe nogi, kiedy się otrząsnął podbiegł do niej i przytulił w pocieszającym geście. – Mamo, powiedz mi… Dlaczego do cholery? – Kobieta zaczęła mówić przez łzy
     - Twój ojciec on… Zapożyczył się u jakiś bandziorów i teraz my musimy to spłacić – Zayn myślał, że się przesłyszał, ten cholerny cham narobił im długów i odszedł? Na pewno, go zabije! Chłopak starał się jednak myśleć racjonalnie.
     - Mamo chodźmy z tym na policję oni…
     - Nie! – chłopak był wyraźnie zdziwiony – Oni zagrozili mi, że… że jeśli coś zrobię, skrzywdzą dziewczynk - Zayna zatkało "co za skurwiele!"
     - Mamo nie płacz, coś wymyślę…

                                                              ~~~~~~*****~~~~~~

Zayna mocno zaciągał się dymem papierosa, poczym rzucił go na podłogę i zgniótł podeszwą swoich traperów.
     - Ej, kurwa! Nie śmieć mi tu! - dopiero po pewnym czasie chłopak zorientował się co zrobił.
     - Sorry Li … -  sięgnął po puszkę piwa, a Niall wyciągnięty na łóżku spoglądnął na kumpla i klepnął go w tył głowy.
     - Rozchmurz się. Pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć. – chwila ciszy zapanowała w pokoju, w czasie której Zayn pociągnął łyk piwa.
     - Nawet jeżeli będzie trzeba coś ukraść, to jesteśmy z tobą - mulat podniósł głowę i popatrzył na nich z iskrą w oku.

                                                                ~~~~~~*****~~~~~~

     - Zayn pośpiesz się!
     - Kurwa, zamknij się, staram się! – ręce chłopaka trzęsły się, kiedy próbował złączyć kabelki
     - Cholera – pisnął farbowany blondyn – Chyba ktoś idzie… - Zayn wyskoczył z auta i schował się za kontenerem na śmieci. Kiedy wyjrzał zobaczył, że z zza rogu wychodzi kot wesoło wywijając ogonem.
     - Ja pierdole Horan! Nie panikuj jak mała dziewczynka! – Warknął mulat i wrócił do przerwanej czynności. Po chwili było już słychać warkot silnika. Pozostała dwójka weszła niepewnie do pojazdu.
     - Zayn - Liam popatrzył na swojego przyjaciela pytająco – Wiesz, ja tylko żartowałem…. Jesteś pewien, że nie ma innego sposobu ? – mulat zapatrzył się w pustą przestrzeń.
     - Nie li, nie ma…

                                                               ~~~~~~*****~~~~~~

     - Miejmy nadzieję, że Niall podrobił dobre klucze.
     - Ej, może jestem idiotą, ale nie aż takim – zamaskowana postać jedynie wzruszyła ramionami – I nie mów mi po imieniu, ktoś może podsłuchać jestem Blondasek.
Drzwi otworzyły się ze stłumionym odgłosem  i trójka weszła do środka.
     - Liam, twoja kolej. – Zayn skinął na chłopaka.
     - Ach, no dobra  - szatyn spoglądnął na sejf jubilerski, poprzekręcał parę razy pokrętłem i ku zdziwieniu wszystkich drzwiczki otworzyły się.
     -  O kurna, ile błyskotek – chłopacy zapakowali wszystko do lnianej torby i parę rzeczy do kieszeni. Kiedy zamknęli drzwi sejfu rozległ się alarm… Wszyscy trzej próbowali uciekać, a kiedy już byli daleko i myśleli, że są bezpieczni dopadł ich patrol policyjny, od tak na zwykłą kontrolę…

                                                            ~~~~~~*****~~~~~~

     - …. Sąd skazuje Zayn’a Malik’a, Niall’a Horan’a oraz Liam’a Payne’a na pięć lat pozbawienia wolności z warunkiem, że o wcześniejsze zwolnienie mogą starać się dopiero po upływie dwóch lat… - Zayn czół się okropnie, nie dość, że zawiódł własną matkę, to jeszcze wciągnął w to wszystko swoich przyjaciół. Kiedy patrzył na zapłakaną twarz Horan’a i załamanego Liam’a miał ochotę nigdy się nie urodzić.

                                                            ~~~~~~*****~~~~~~

     - Ruszać się wy wyrzutki społeczeństwa! – strażnik nie zbyt delikatnie popchnął Zayn'a. Kiedy Chłopcy byli prowadzeni obskurnymi korytarzami zwracali uwagę na każdy detal. Obdrapane, szare ściany na których gdzie niegdzie przebijały się plamy krwi i podrdzewiałe kraty oddzielające ich od przerażająco wyglądających i wytatuowanych mężczyzn. Gdy przechodzili obok obcych cel, ci uśmiechali się parszywie i pluli na podłogę. Obrzydzeni chłopacy popatrzyli po sobie, a ich wzrok wyrażało jedno pytanie „Co my tu robimy?”
Strażnik wepchnął Zayna i Liama do celi, ci rozglądnęli się po niej. Była mała po prawej stronie pod ścianą stała dwuosobowa prycza, w przeciwległym rogu znajdował się mały sedes. Na jego widok Liam się skrzywił. Mulat usiadł na łóżku i złapał swoją twarz w dłonie. Kurwa czy on musiał być takim idiotą? Przecież teraz matka na pewno sobie nie poradzi i do tego zjebał swoim przyjaciołom przyszłość.
     - Cholera!  - Zayn popatrzył na przyjaciela niechętnie, przekonany, że wybuch był kierowany w jego stronę – Gdzie jest Niall?– chłopak rozglądnął się po celi dopiero teraz zauważył,  że nie ma z nimi Irlandczyka.
Czas mijał, a oni siedzieli wpatrzeni  w jeden punkt na ścianie w zupełniej ciszy. Nagle Mulat wstał i uderzył pięścią w wyświechtaną pryczę która niebezpiecznie się zachwiała.
     - Kurwa mać! Ja tu nie wyrobię! – spojrzał na zupełnie zrezygnowanego Liam’a – Przecież tu idzie dostać kurwicy! – pzryjaciel tylko westchnął – ile tu siedzimy?
     - Nie wiem dokładnie Zayn… ale coś około trzech godzin. – mulatowi zrobiło się ciemno przed oczami, trzy godziny? trzy jebane godziny? i on miał spędzić tak co najmniej kolejne 2 lata? Oparł się o ścianę, i zsunął po niej po czym zaczął płakać. Liam popatrzył na przyjaciela, i nie mógł uwierzyć że ten zawsze pewny siebie, arogancki i opanowany brunet teraz… najzwyczajniej w świecie cierpi. Li podszedł do mulata., klepnął  w ramię i usiadł obok niego.
     - Stary… uspokój się… i tak już nic z tym  nie zrobimy… - zdruzgotany Zayn nic nie odpowiedział

                                                              ~~~~~~*****~~~~~~

       Strażnicy wrzucili Niall’a do celi, chłopak był przestraszony, osadzili go bez Liama i Zayna. Blondyn był tak przerażony, że nie wiedział nawet, kiedy zniknęli. Odwrócił się przodem do pomieszczenia. Cela była mała i obskurna. Z sufitu spadał obdrapany tynk. Na szaro pomalowanych ścianach widniały kreski, które zapewne wyżłobił więzien licząc dni. Było widać, że nikt dawno ich nie odświeżał. Po prawej stronie znajdowała się umywalka z małym, pękniętym lusterkiem.
     - No, proszę, proszę. Dostałem do celi małą blondyneczkę! – Blondyn pisnął cicho gdy usłyszał głos. Na łóżku siedział szatyn z przydługimi włosami i grzywką zaczesaną na bok. Chłopak wyszczerzył się w stronę Niall’a i wstał z posłania.  – Blondi… nie musisz się bać, nie mam zamiaru ci nic robić… na razie… -   więzień uśmiechnął się, a młody Irlandczyk zamarł - Możesz wziąć górę i tak wolę spać na dole. No chociaż nie wiem, gdzie ty się lepiej odnajdujesz… - szatyn zaśmiał się i spojrzał na blondyna. – Ach, gdzie moje maniery jestem Louis Tomlinson - chłopak wyciągnął rękę w geście powitania, Nialler nie wiedział co ma zrobić, ale po chwili podniósł dłoń– A ty?
     - Nniall Horan - wydukał
     - Miło mi, hymm… zostanę przy blondi, lepiej do ciebie pasuje… No więc, jakim cudem tu wylądowałeś? Nie wyglądasz za bardzo na mordercę.
     - N-nie ja… - Jego wypowiedź przerwał głośny krzyk – Co to było?
     - Nie przejmuj się, - chłopak wzruszył ramionami – Jesteśmy w więzieniu pełnym napalonych samców, nie ma tu żadnej panienki, jak myślisz, jak rozładowują swoje napięcie seksualne? – Niall zadrżał.
    - To znaczy, że... - wielka gula uformowała się w gardle chłopaka sprawiając, że nie mógł wymówić już ani sowa.
     - Tak, strzał za sto punktów! Wiesz blondi, mam pytanie. Jesteś jeszcze dziewicą? – chłopak uniósł brwi do góry, a Irlandczyk pisnął.
     - Że co? - chłopak miał wielką nadzieję, że się przesłyszał
     - Nic, nic takim tu nie jest za łatwo, ale poradzisz sobie - na twarzy bruneta pojawił się szyderczy uśmieszek. – No wiesz, kiedyś nawet słyszałem, że jakiś więzień przeleciał swojego współlokatora, kiedy ten spał - po tych słowach zlustrował całą posturę Nialla po czym dodał - Ale ty mi na takiego nie wyglądasz - wzruszył ramionami – Zresztą nie ważne, właź na górę już późno a chciałbym się wyspać. Louis odwrócił się tyłem do chłopaka i zasnął. Młody Irlandczyk nie mógł ruszyć się z miejsca. Kiedy w końcu usadowił się na łóżku, chociaż na chwilę nie zmrużył oczu. Dopiero nad ranem wzmógł go sen.
        Obudził go skrzyp zardzewiałego metalu, kiedy otworzył oczy przeżył szok. Nad nim stał Louis uśmiechając się, Irlandczyk krzyknął i odsunął się pod ścianę.
     - Niech mnie pan nie gwałci panie skazańcu, proszę! – Louis niedowierzał własnym uszom, zaczął się śmiać bez opamiętania.
     - Dzieciaku, co ty tu robisz? Przecież zupełnie tu nie pasujesz – Niall spojrzał na niego oczami w których zbierały się łzy – Nie mam zamiaru nic ci robić. Dobra, złaź stamtąd niedługo wypuszczą nas do stołówki  – blondyn poruszył się na samo to słowo
     - Jedzenie? Jestem głodny – Louis spojrzał na niego.
     - Dobra, jeżeli tak się boisz to trzymaj się mnie. Myślę, że niektórym spodoba się mała, niewinna blondyneczka.
     - Dziękuję ja...
     - Hymn… Może podziękujesz w inny sposób? – Tomlinson uniósł brwi, a Nialler znieruchomiał – Haha, na prawdę łatwo jest cię przestraszyć wiesz? – w tym momencie drzwi do celi otworzyły się, ku zaskoczeniu blondyna nie stal w nich żaden strażnik. – Tak, w tym więzieniu możemy robić  co chcemy, nawet się pobić, dopóki kogoś nie zabiją ich to nie dotyczy, a nawet jeśli tak by się stało, raczej nikt nie dostałby zbyt surowej kary. – Lou wzruszył ramionami – Chodź.
Szli przez korytarz, gdyby Niall miał trafić tam sam z pewnością by się zgubił. Zaczął się martwić o Liam’a i Zayn’a. Co u nich, Czy w ogóle jeszcze się spotkają i czy nic im nie jest.
Blondyn po długim staniu w kolejce dostał posiłek, który nie wyglądał zbytnio smakowicie. Wtedy zobaczył swoich przyjaciół i od razu do nich podbiegł.
     - Chłoopaaki! – Zayn i Liam wyraźnie poczuli ulgę na widok Nialla – Gdzie byliście? Martwiłem się.
     - Oj, oj blondi nie podobała  ci się noc ze mną ? – Louis szyderczo uniósł brwi – Jak chcesz to możesz wziąć dół
     - Niall… - Liam wytrzeszczył oczy i spojrzał na niższego blondyna – Co… ty robiłeś z nim w nocy?
     - Pff…… czy wszystkich was jest tak łatwo wkręcić ? – Lou śmiał się tak, że prawie spadł z niewygodnego plastikowego krzesła.
Trójka chłopaków spojrzała po sobie.
     - Dobra, czy ktoś łaskawie raczy mi powiedzieć co to za świrnięty typ?! – Zayn spojrzał wymownie na blondyna, od którego wyraźnie oczekiwał odpowiedzi.
     - Hymm – Tomlinson uniósł brwi – Świrnięty typ powiadasz? I mówi to dziecko, które nawet nie potrafi obrabować nędznego sklepu? – Zayn warknął i gwałtownie podniósł się z ławki.
     - Co ty kurwa wiesz!
     -  Wiem sporo, wiesz nie ma tu zbytnio co robić. Każda plotka jest mile widziana. Ciekawi mnie tylko, gdzie próbowaliście się włamać? Do sklepu mięsnego? Biedne sierotki. – Zayn nie wytrzymał i najprawdopodobniej, gdyby nie Liam rzuciłby się na Louisa. Ten tylko siedział nie wzruszony. Za to dosłownie każdy, kto był w stołówce zwrócił na nich uwagę.
     - A co do kurwy! Taki laluś jak ty co mógł lepszego zrobić?! Napadł na staruszkę w parku?! – Dotychczas zaciekawiony, czekający na zwrot akcji tlum, skrzywili się nieco, na cios mulata wycelowany w stronę niebieskookiego, a niektórzy nawet odwrócili głowy. Wyjątkiem był jeden wytatuowany chłopak odwrócony do wszystkich plecami, bawił się nożem i nie zwracał uwagi na całe to zamieszanie. Tomlinson wykonał unik a po chwili z jego ust  znikł chytry uśmieszek. W pomieszczeniu zapanowała cisza. Po kilku minutach odpowiedział.
-… Zabiłem jednego dupka. –  Zayn zamarł i wytrzeszczył oczy.- Trzy dźgnięcia w okolicy klatki piersiowej, jedno w okolicy brzucha i skręcony kark. – Louis mówił to wszystko ze stoickim spokojem, jakby odpowiadał na zwykłe nudne pytanie zadane przez jakiegoś nauczyciela. Po chwili wstał i skierował się w stronę wyjścia, chwilę zatrzymując się Przy Niall’u.- A ty, no cóż widzimy się wieczorem. – Kiedy chłopak wyszedł ciszę przerwał tylko nieco szalony śmiech lokowatego, który oblizywał nóż.

                                                                ~~~~~~*****~~~~~~

       Trójka przyjaciół siedziała przy białym stoliku na twardych krzesłach w zupełnym milczeniu. Niall cały czas dygotał. Przerażała go myśl o wieczornym powrocie do celi. Czekał tam na niego wkurzony morderca, który tak się składał był jego współlokatorem. Zayn też się trząsł ale ze złości. Liam był jedynym, który w tej sytuacji zachowywał przynajmniej pozory spokoju. W końcu mulat nie wytrzymał i uderzył ręką w stów aż ten zachybotał się, wylewając przy tym niewiadomego pochodzenia zupę.
     - Kurwa, jak mogłem być taki głupi!
     - Zayn uspokój się...
     - Nie! Nie uspokoję się! Przeze mnie wszyscy się tu znaleźliśmy! A teraz jeszcze wpędziłem Niall’a w kłopoty. Nie rozumiesz tego? Przecież on się na nim wyżyje, co niby według ciebie miało oznaczać to pieprzone „Widzimy się wieczorem”?  - Niall zadrżał, co nie umknęło uwadze reszty. Zayn opadł zrezygnowany na swoje krzesło – Czy ja zawsze muszę coś spierdolić? – Liam nie wiedział co ma zrobić, ciągle myślał nad jakimkolwiek planem, aby pomóc młodemu Irlandczykowi. Tak on również wiedział, że ten cały Louis był groźny… i do tego ta groźba. Po pomieszczeniu ponownie rozniósł się szaleńczy śmiech.
     - Ojej - cała trójka zwróciła się w stronę lokowatego chłopaka z przeciwsłonecznymi okularami na nosie, ale po co mu one w więzieniu? Do tego w budynku. – Boicie się małego "Boo Bear"?- chłopak co chwila wykonywał nerwowe ruchy i siorbał nosem.
     - „Boo Bear ?” -  Liam zmarszczył brwi usiłując skojarzyć o kogo chodzi.
     - Nie przejmuj  się - chłopak skierował spojzrenie w stronę Nialla - Chodzą plotki, że on jednak woli laski… - chytry uśmieszek wkradł się na jego twarz ukazując dwa dołeczki – A wy… hymmm, no cóż – wzruszył ramionami – Nie wiem co z wami, róbta jak chceta – wyszczerzył zęby, wstał i odszedł podśpiewując.
     - W tym więzieniu są sami wariaci - oznajmił zrezygnowany Liam

                                                               ~~~~~~*****~~~~~~

        Chłopcy cały dzień przesiedzieli w więziennej stołówce, oczywiście mogli jeszcze wybrać spacerniak, ale jakoś nie mięli ochoty spotkać ześwirowanego lokatego i walniętego mordercy. Teraz strażnicy prowadzili ich do celi, a blondyn drżał mimo woli i chociaż starał się to ukryć jak najlepiej przyjaciele i tak to zauważyli. Zayn i Liam klepnęli go tylko po ramieniu, bo co innego mogli zrobić? Blondyn wszedł do celi a kraty za jego plecami zatrzęsły się z głośnym skrzypnięciem.
     - Nooo, witaj w końcu  - Niall wzdrygnął się, ale musiał być silny, nie mógł pokazać słabości. – Nie forsuj się tak. Nic ci nie zrobię, już mówiłem. – Niall prawie odetchnął z ulgą -  W końcu możesz być ceną kartą przetargową… dobra nieważne idź spać. Dziewice z podkrążonymi oczami nie idą zbytnio na rynku…      - Louis odwrócił się  i już po chwili można było słyszeć jego ciche pochrapywanie.
Niall wdrapał się na łóżko i ułozył na boku. Do jego oczu napłynęły łzy. Tak bardzo pragnął, by to wszystko się skończyło, by być teraz w domu ze swoją rodziną.

niedziela, 9 lutego 2014

DESTINY OF THE LOVE #11

Witajcie kochani! Jak tam u was już po feriach, czy jeszcze przed wami to szczęście? U nas już za tydzień, także cieszymy się niezmiernie, wreszcie będzie można trochę odpocząć i oczywiście nadrobić zaległości na blogu. Ostatnio miałyśmy małe problemy ze zdjęciami postaci w zakładce "Bohaterowie" ale juz wszystko gra, także zapraszamy. Zachęcamy również do odwiedzania naszego Aska'a i zadawania pytań jeśli coś was ciekawi. Pozdrawiamy :)
Zapraszamy na drugiego bloga, właśnie pojawiła się zakładka "bohaterowie" klik

                                                            ~~~~~~*****~~~~~~


     Daria siedziała na swoim łóżku słuchając radia. Nie wiedziała nawet jaka to stacja, bo po co zawracać sobie głowę takimi szczegółami? Ważne, że akurat puszczali na niej smutne piosenki, a o to w tej chwili jej chodziło.
Miała dość. Chciałaby wyjść na spacer, żeby jakoś rozładować te emocje, ale nie mogła, ponieważ jej cudowni rodzice pojechali do ciotki na jakąś imprezę, a Radek poszedł do swojej nowej laski. I oczywiście wszyscy zostawili ją w domu z młodszą siostrą, która wymagała opieki. Nastolatka nie miała jej tego za złe, to nie jej wina, jednak wolałaby zostać teraz sama. Zajrzała do pokoju dziewczynki, zatrzymując się nad małym żółtym łóżeczkiem. Bo jak twierdziła mała, różowy jest dla frajerów. W pewnym momencie skrzywiła się, ponieważ przypomniało jej się, jak kiedyś Dorotka kłóciła się o to z Harrym. Przecież to jego ulubiony kolor, później siedzieli razem w pokoju i śmiali się z tego. Nastolatka potrząsnęła głową. Nie, nie będzie tego rozpamiętywać. Okryła dziewczynkę kołdrą i przypatrzyła się jej śpiącej twarzy. Taka niewinna, niech cieszy się dzieciństwem póki może. Kiedy stwierdziła, że śpi i wszystko jest w porządku, poszła do kuchnie po swój ulubiony jogurt kokosowy. Zgarnęła go do ręki, tak samo jak puszkę lodów, ciastka i łyżeczkę, po czym ruszyła w drogę powrotną na górę.

* And being here without you
It's like I'm waking up to
Only half a blue sky
Kinda there but not quite
I'm walking round with just one shoe
I'm a half a heart without you
I'm half the man, at best
With half an arrow in my chest
'Cause I miss everything we do
I'm a half a heart without you
Half a heart without you
I'm a half a heart without you

Wszystko co trzymała wylądowało na podłodze, a ona sama zaczęła szlochać. Podeszła na kolanach do łóżka, oparła się o nie plecami i zaczęła bujać w tył i przód.
„Czy cały świat musiał się na mnie uwziąć?” – Po jej policzkach spływały coraz większe krople łez.
„Dlaczego akurat ta piosenka, dlaczego ten moment i akurat teraz?” – dziewczyna płakała w międzyczasie powtarzając w myślach, że wszystko jest dobrze i że wkrótce się obudzi, a rano zobaczy SMS od Harry'ego jak zwykle, gdzie mają się spotkać, o której kończy lekcję, czy po nią przyjechać i czy wszystko w porządku. „Tak, właśnie, to tylko zły sen”
      Odkąd skończyła się piosenka, czyli od jakichś czterdziestu sześciu minut, leżała na podłodze wpatrując się w biały sufit. Uporczywe tykanie zegara dawało o sobie znać, odmierzając nieubłaganie sunący czas. Pośród tej ciszy dało się słyszeć nowy dźwięk, jakby stukanie… w szybę?
Dziewczyna otworzyła leniwie oczy, musiało jej się przesłyszeć, w końcu to pierwsze piętro. Jednak dźwięk znowu się powtórzył.
„Morze gałąź drzewa uderza o okno? A no tak przy oknie nie ma drzew, w takim razie to pewnie deszcz” – Nastolatka z westchnieniem podniosłam się z ziemi i spojrzała w kierunku okna. W tym momencie niebo przecięła błyskawica, oświetlając postać ubraną na czarno, która stała w oknie. Przerażona odskoczyła nadziewając się na stojącą za nią komodę i zwalając książki, które na niej leżały.Jednak kiedy piorun ponownie oświetlił okolicę Daria rozpoznała za oknem sylwetkę Harrego. W pierwszym odruchu doskoczyła do okna i chciała je otworzyć, jednak jej palce zacisnęły się na klamce, a ona zastanawiała się co ma zrobić.
„Nie mogę go tam zostawić, żeby się usmażył, chociaż cholernie mu się należy”
 Nagle szarpnęła wajchę, a przemoczony chłopak z różą w ustach, ślizgając się po mokrej posadce wpadł z impetem do środka. Syknął i podniósł się na łokciach. Nie tak to sobie wyobrażał, raczej coś w stylu Romea i Julii, cóż prawie się udało. Pomijając fakt, że jego ubranie było całe mokre i wylądował na podłodze jej pokoju. Ale dobrze, że dostał się chociaż do środka. Spojrzał na swoją dziewczynę stojącą z zakasanymi rękoma, przy już zamkniętym oknie i patrzącą na niego z pogardą.
     - Jeżeli już się wyleżałeś to możesz zejść po schodach na dół i wyjść, znasz drogę. – Daria była bliska płaczu, ale nie mogła tego pokazać.
     - Pogadamy?  - Harry wstał i popatrzył na nastolatkę, mając nadzieję, że zobaczy jej twarz, niestety ta stała w cieniu.
     - Nie. – loczek zdziwił się, jego dziewczyna nigdy przedtem tak się nie zachowywała, jednak wiedział, że to tylko i wyłącznie jego wina, powinien jej zaufać.
     - Daria…
     - Żadne Daria, mógłbyś się łaskawie wynieść! – Błyskawica oświetliła pokój i wtedy Harry dostrzegł zaczerwienione, opuchnięte oczy nastolatki i jej rozmazany tusz.  W końcu zbliżył się do dziewczyny.
     - Płakałaś?
     - Nie kurwa wiesz? Pomalowałam sobie oczy na czerwono i oblałam wodą. – Dziewczyna modliła się w duchu, żeby Styles w końcu wyszedł. Czy on nie widział, że ją rani? Tak bardzo chciałaby przytulić się do jego ciepłego, silnego ciała. Ale nie mogła, bo wtedy okazałby słabość. Zebrała się w sobie i jeszcze raz powiedział szeptem
     - Wyjdź – już nie potrafiła powstrzymać łez. Wtedy to poczuła, otaczające ją ramiona. Próbowała się wyrwać, ale te tylko mocniej ją ścisnęły. W końcu się poddała.
     - Przepraszam - wydukał chłopak. Daria spojrzała z bliska na twarz chłopaka. Oddech uwiązł jej w piersiach. Wyglądał jakby nie spał od kilku dni. Cienie pod oczami wyraźnie o tym informowały. Włosy miał całkiem przemoczone od deszczu i prawie proste. Kiedy zimna kropla skapnęła z nich na rozgrzaną skórę nastolatki wzdrygnęła się. – Przepraszam – Zimne usta Harrego musnęły jej policzek, pocałowały opuchnięte powieki i scałowały pozostałości łez, które dotarły do końcików jej ust. Jeszcze raz je ucałował, po czym odsunął się od Darii tak, aby zobaczyć jej oczy i posłał przepraszający uśmiech. – Porozmawiamy? – dziewczyna nie wiedział co zrobić, w końcu delikatnie pokiwała głową.
Hazza usiadł na podłodze i oparł się o łóżko, następnie posadził na kolanach dziewczynę. Swoimi rękami, delikatnie muskał jej ramiona i szyję.
      - Przepraszam – zaczął – Po prostu.. ja – oparł głowę o jej kark i owiał go ciepłym oddechem -  Nie widzisz tego jak on na ciebie patrzy? – chwila ciszy, dziewczyna nie powiedziała nic. Więc Styles kontynuował – Wiesz, że nie mogłem skupić się na żadnej próbie? – Jego ręce gładziły ciepłą skórę nastolatki. – Że myślałem tylko o tobie?
     - Harry…
     -  Poczekaj, daj mi dokończyć. – jego palce przejechały po rozgrzanym policzku nastolatki, a dziewczyna wtuliła się ufnie w jego dłoń. – Wiesz, że do tej pory tylko ty tak zawróciłaś mi w głowie? Gdyby to była inna, pewnie bym się nie przejął. Znalazłbym sobie inną i media miałyby kolejną sensacę. Ale nie mogłem. – musnął ustami jej skroń .
     - Harry posłuchaj mnie - prubowała przerwać mu blondynka
     - Po prostu, ja...
     - Harry! – chłopak popatrzył na nią wielkimi oczami, kiedy wstała z jego kolan i popatrzyła na niego z góry. Bał się, że jeszcze chwila i go wyrzuci. – Mógłbyś łaskawie spojrzeć na mnie? – zrobił to o co prosiła
     - Peter to tylko mój kumpel i nieważne co i tak by między nami nic nie było, bo go nie kocham. Powinieneś mi zaufać.
     - wiem - odparł
     - Nigdy nie przyszłoby mi do głowy zdradzać ciebie, ale ty mi w ogóle nie zaufałeś i sprawiłeś, że przepłakałam tyle dni.
Kilkanaście razy zarwałam zajęcia, aby pobyć z tobą, bo wcześniej nie miałeś czasu. - dziewczyna zamilkła na chwile, ciężko wzdychając - Jesteś facetem, w którym jako pierwszym się zakochałam... tak naprawdę.
     - Harry się spiął.
     - Więc powiedz mi, dlaczego do jasnej cholery chcę ci dać koleją szansę?
     - Co? – oczy Harrego zrobiły się wielkie i roziskrzyły jak gwiazdy. Daria przykucnęła i odgarnęła mokre kosmyki z jego czoła.
     - Kocham cię - wyszeptała. Po chwili  jednak zakłopotana dodała - Jesteś cały przemoczony, przeziębisz się – Hazza przyciągnął ją za rękę.
     - Mam to gdzieś. – pocałował ją znikomo i został na wargach nastolatki, jakby czekał na jej ruch, kiedy blondynka je otworzyła on skorzystał z zaproszenia i wślizgnął się językiem do jej ust. Badał podniebienie i wnętrze policzków, które już znał tak dobrze. Po chwili oderwali się od siebie. Nastolatka utkwiła przez moment w spojrzeniu loczka, jednak nagle się ocknęła.
     - To ja pójdę po ręczniki i jakieś ciuchy Radka, żebyś mógł się przebrać. – wstała i poszła do łazienki znajdującej się dosłownie o parę kroków od jej pokoju. A kiedy była już przy framudze drzwi odwróciła się do chłopaka wciąż siedzącego na ziemi – Nie gap się na mój tyłek zboczeńcu! – pokazała mu język, a on tylko się zaśmiał.
Po kilku minutach dziewczyna wróciła do pokoju i zobaczyła Harry'ego w samych bokserkach. Przełknęła nerwowo ślinę. Wyglądał niesamowicie pociągająco w mokrych włosach i kroplach deszczu spływających po jego nagiej, pokrytej rysunkami skórze. Patrzyła na każdy tatuaż, dosłownie każdy, na jego dobrze zbudowaną klatkę piersiową, brzuch i długie nogi. Starała się nie spoglądać na dolne partie, ale jakaś uparta siła ciągnęła tam jej wzrok. Kiedy w końcu spojrzała, wstrzymała oddech. Znacząca wypukłość odznaczała się na materiale. Na jej policzki wpełzł zdradliwy rumieniec i pogłębił się jeszcze bardziej, kiedy usłyszał głęboki śmiech. Podniosła głowę i dostrzegła te niesamowicie zielone tęczówki wpatrujące się w nią.
     - I? – Styles podniósł jedną z brwi.
     - I co? – dziewczyna nie wiedział o co chodzi starszemu chłopakowi.
     - Jak oceniasz widoki?  - nastolatka, jeśli to możliwe zarumieniła się jeszcze bardziej.
     - Mych… Czy ja wiem, może być. – niby od niechcenia wzruszyła ramionami. Schyliła się, żeby położyć przyniesione rzeczy, kiedy poczuła ręce na swoich biodrach.
     - Harry co ty robisz? – dłonie przesuwały się w dół i w górę masując biodra nastolatki. Poczuła usta na szyi i pisnęła cicho, kiedy chłopak zagryzł jej skórę. Mimowolnie docisnął się plecami do jego torsu.
     - Powiedz coś, a przestanę. – jego usta wygięły się w uśmiechu, a Daria siedziała cicho niby nie była pewna , ale nie chciała przerywać. Styles odwrócił ją przodem do siebie, zaczął składać delikatne pocałunki wzdłuż linii jej szczęki, robiąc kolejną malinkę. – Jeżeli nie jesteś gotowa powiedz teraz, bo nie mogę dać ci stu procentowej pewności, że później będę umiał się zatrzymać. – odpowiedziała mu cisza i ręce dziewczyny dotykające jednego z jego Tatuaży, dwóch ptaków nad jego klatką. Jej palce delikatnie muskały rysunek, następnie zjechały przez klatkę piersiową do motyla wytatuowanego na brzuchu wywołując rozkoszne dreszcze. Chwilę tam pokrążyły, nastolatka przez moment zawahała się, ale później zjechała palcami jeszcze niżej aż do linii jego bokserek. Harry bardzo zdziwił się na ten gest i już nie wytrzymał. Przyciągnął bliżej siebie dziewczynę i chwycił jej brodę w dłonie.
     - Doigrałaś się – drapieżnie pocałował ją w usta – Już nie masz odwrotu. – złapał jej pośladki i podniósł do góry, a dziewczyna ocierając się o jego krocze, wywołała u niego ciche sapnięcie – Grr, nie grzeczna, nie znałem cię od tej strony. – no właśnie ona też się od takiej nie znała, ten chłopak działał na nią jak amoniak. Zielonooki posadził dziewczynę na ramie łóżka i wsadził dłonie pod jej koszulkę, jego zimna skóra w kontakcie z jej własną, rozpaloną do czerwoności zdawała się orzeźwiać. Po jej plecach przeszły ciarki. Jego palce wędrowały coraz wyżej, spojrzał w jej oczy, jakby szukając pozwolenia, ujrzał zarumienioną dziewczynę z błyszczącymi oczami a wtedy jej biała bluzka wylądowała w niewiadomym miejscu na podłodze. Daria przełknęła nerwowo ślinę, doskonale wiedział, że Styles umawiał się z piękniejszymi i bardziej kobiecymi od niej. Usłyszała jak gwałtownie wciąga powietrze.
     - Jesteś taka śliczna  - pocałował ją szyję – Piękna – pocałunek na obojczyku – Tylko moja – dekolt. – Nie pozwolę nikomu innemu cię dotykać. – Styles zbliżył się do jej ust i je pocałował. Dziewczyna wygięła się w stronę chłopaka, aby być jeszcze bliżej niego. Ten wziął ją na ręce i położył na łóżku. Po chwili jej czarne dżinsy wylądowały w kącie. Poczuła rękę na swoim udzie sunącą w górę. Później kilka pocałunków, i kolejne ugryzienie. Palce bawiące się ramiączkami jej stanika. Nastolatka pragnęła jego bliskości, jak niczego innego w świecie. Harry obrócił się na plecy, by dziewczna usiadła na nim, ta wykonała czynność i zaczęła masować jego tors.
     - Dalja… – para odskoczyła od siebie jak oparzona, w drzwiach stała Dorotka trzymając w ręku misia i pocierając zaspane oczy. – Hally? – dziewczynka przekręciła lekko głowę w bok a chłopak narzucił kołdrę na Darię. – co lobis z Daljom ?
     - Ach... – dziewczyna nie miała pojęcia co powiedzieć, bo jak miała to wytłumaczyć swojej małej siostrzyce?
     - Szukamy pilota. – Loczek wyglądał tak naturalnie przeczesując wciąż wilgotne pasma włosów. – Gdzieś się zapodział. - zaczął nerwowo podnosić poduszki, szukając zagubionego przedmiotu. Dziewczynka przypatrywała mu się przez chwilę, jednak po pewnym czasie znudzona rutyną, zwróciła się do nastolatki.
     - Dalja dasz mi wody? – dziewczyna drgnęła i wyszła z łóżka w zadużej i przemoczonej koszulce stylesa.
     - Jasne słoneczko. – Harry wiódł wzrokiem za swoją dziewczyną i siostrą. Wyglądały razem przeuroczo.
      Kiedy wróciła leżał na łóżku z głową podpartą na ręce i czekał na nią.
     - I jak sytuacja opanowana? – Daria zarumieniała się, bo dopiero teraz zrozumiała co próbowała z nim zrobić.
     - Tak. – dziewczyna złożyła ręce na pierwsi. – Tylko wiesz, skąd wziął ci się pilot?
     - Tak jakoś.
     - Wiesz, że nie mam w pokoju telewizora? – chłopak się zaśmiał.
     - Ale podziałało!!! – dziewczyna przewróciła oczami.  „Wrócił mój stary Harry” – uśmiechnęła się dyskretnie.
     - Chodź tu do mnie. - dziewczyna podeszła i usiadła na łóżku. – Kocham cię. – nastolatka uśmiechnęła się i pocałowała chłopaka w policzek.
     - Ja ciebie też.
     - Chodźmy spać. Raczej nie odważę się kontynuować z tym tykającym alarmem za ścianą – Daria zaśmiała się na to jak Hazz nazwał Dorotkę. Ułożyła się na łóżku, a chwilę potem poczuła ciepłe ciało przylegające do jej pleców. Chciałaby, żeby już zawsze tak było.


środa, 5 lutego 2014

DESTINY OF THE LOVE #10

Witajcie! Dzisiaj przychodzimy do was, z jubileuszem. Kochani 10 rozdziałów za nami. Mamy nadzieję, że już się troszkę u nas zaklimatyzowaliście i że wspólnie dojdziemy do następnej dziesiątki.
Stworzyłyśmy zakładki "Bohaterowie" - abyście lepiej poznali postacie naszego opowiadania, 
"Spamownik" - który ułatwi nam odwiedzanie waszych blogów i "Ask" - jeśli macie jakieś pytania związane z opowiadaniem, lub po prostu się nudzicie zapraszamy, chętnie popiszemy ;) Pozdrowionka.
P.S Umiesciłyśmy sondę. Wasze zdanie jest dla nas bardzo ważne, pragniemy abyście się czuli tu jak najlepiej, dlatego chcemy się dowiedzieć jakie rozdziały są dla was lepsze. Jeśli macie chwilkę to prosimy o głos.

                                                          ~~~~~~*****~~~~~~

     Głośny trzask rozszedł się po ciemnym mieszkaniu. Chwilę później można było usłyszeć tupot nóg, kolejny hałas zapewne spowodowany uderzeniem o brązowy stolik stojący w salonie oraz głośną wiązankę przekleństw. Wtedy w pomieszczeniu rozbłysło światło, padając na kędzierzawego chłopaka trzymającego się za nogę.
    - O, to ty a myślałem, że włamywacz - chłopak w czerwonych rurkach i paskowanej bluzce stanął na schodach – Serio, powinieneś być bardziej sub… Kurwa co się stało? Hazz... – Tomlinson zaniemówił, kiedy zobaczył czerwone, zapuchnięte oczy Styles'a i szkarłatny ślad na policzku, który powoli ciemniał. Kędzierzawy podszedł do kremowej kanapy i bezradnie na nią opadł. Kryjąc twarz w dłoniach. Louis patrzył na to zjawisko wielkimi oczami.
    - Spierdoliłem Louis… spieprzyłem na Maksa. – ciałem Harrego wstrząsnął gniew, nie mógł usiedzieć w spokoju, jego nogi tańczyły, kiedy on prubował ochłonąć. Louis nie wiedział co ma robić, chłopak nigdy wcześniej  tak się nie zachowywał. W końcu podszedł do kanapy i położył rękę na ramieniu loczka w uspokajającym geście.
    - Uspokój się. co się stało?
    - To koniec Lou… koniec, rozumiesz? Spierdoliłem – Harry skulił się jeszcze bardziej.
    - Ale co dokładnie? – Louis zmarszczył brwi nie wiedząc o co chodzi, no bo co mogło doprowadzić go do takiego stanu?
    - Daria… pokłóciliśmy się i ja… spieprzyłem, tak bardzo spieprzyłem – nachwile zapadła cisza  – Powinienem jej zaufać. Kurwa… - Szatyn położył rękę na jego plecach i poklepał nią marszcząc brwi. To było nieprawdopodobne. Zwykle kiedy Styles'a rzucała jakaś laska szedł do klubu i bawił się, żeby o tym zapomnieć. Tańczył tam z paroma innymi i jakoś udawało mu się przebrnąć. Ale teraz? Na pewno tam nie był , bo nie czuć od niego alkoholu.
    -Hazz… będzie dobrze, na pewno zobaczysz. Emocje trochę opadną a wy sobie to wszystko wytłumaczycie, będzie dobrze, tylko trochę poczekaj.
    - Nie ona mnie nie przeprosi – loczek odsłonił swoją twarz. – Nie zrobi tego.
    - Wobec tego ty to zrób. – Niebieskooki wzruszył ramionami, jakby to była najnormalniejsza rzecz w świecie.
    - Nie Louis nie zrobię tego. – loczek energicznie wstał i skierował się do swojego pokoju. Tomlinson warknął i pomaszerował w stronę kuchni.
    - Nigdy nie zrozumiem miłości… - wyciągnął dwa zimne piwa z lodówki i ruszył w stronę przyjaciela. Na schodach rozbrzmiały kroki starszego, a kiedy wszedł do pokoju Loczka zastał go leżącego na wznak w swoim łóżku. – Łap. – Tomlinson rzucił puszką w stronę chłopaka, który złapał ją w dosłownie ostatnim momencie, chroniąc swoje czoło od zderzenia z lecącym przedmiotem.
    - Taa dzięki. – Styles popatrzył na piwo i przyłożył je do policzka.
    - No więc?
    - No więc, co? – warknął szorstko.
    - Co się takiego stało? – Louis otworzył puszkę z cichym sykiem.
    - Nico, siedziała na górze z tym swoim Peterkiem, a potem się pokłóciliśmy.
    - No ale o co? – ciągnał za język Lou...
    - O to, że się z nim obściskiwała… chociaż tego nie robiła, tak przynajmniej mówi.
    - Dobra – Niebieskooki rozciągnął się na podłodze i oparł plecami o komodę. – Wiesz, miałem tam parę dziewczyn no i każdej się w końcu nudziło. Większość z nich tam zakupy i w ogóle – Louis przewrócił oczami i zrobił teatralny gest rękoma- No i wiem, że często wkurzają się bez powodu, ale Harry ona go miała! – szatyn podniósł brew i jednym chaustem wypił połowę napoju. - Naskoczyłeś na nią. - Loczek wzruszył ramionami
    - Ale, to ona siedziała z tym palantem na górze!
    - Robili coś złego? Nie wiem? Pieprzył ją? Lizali się? – Styles znieruchomiał z puszką w połowie drogi do ust.
    - Nie…
    - To o co chodzi? Czemu jej nie przerosisz? Może chociaż spróbujesz z nią pogadać? – Louis oparł rękę z piwem w dłoni o kolano, ta zawisła w powietrzu. W pokoju zrobiło się cicho.
    - Wyjdź Louis. –  Szatyn już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale Styles mu przerwał. – Po prostu kurwa wyjdź i daj mi pomyśleć. – Tomlinson wyszedł z pomieszczenia z delikatnym uśmiechem błąkającym się na jego ustach.

                                                           ~~~~~~*****~~~~~~

    - Haloo? – Monika odebrała komórkę po raz kolejny tego dnia, na szczęście nie było jej szefa.
    - Mon! Boże tak się denerwuję! Louis powiedział, że przyjedzie o czwartej a jest wpół do i jeszcze go nie ma! A co jeśli się rozmyślił? Co jeśli jednak zrozumiał, że nie jestem w jego typie? Może jednak woli umówić się z inną…
    - Bella! – dziewczyna krzyknęła na cały głos, aż niektórzy klienci spojrzeli na nią zdziwieni. Przeprosiła skinieniem głowy i udała się na zaplecze. - Bella,  masz jeszcze 30 minut. Louis nie jest typem faceta, który przyjedzie wcześniej, raczej w sam raz. Więc przestań się martwić i łaskawie nie dzwoń już do mnie, mogę mieć kłopoty!
    - Ale…
    - Pa! – dziewczyna wyciszyła dźwięk i schowała komórkę do kieszeni czarnych spodni. Wyszła poukładać szklanki, kiedy poczuła wibrację. Przewróciła oczami i wyciągnęła relefon. Na ekranie ze zdjęciem jej i Zayn'a widniał jeden nieodebrany SMS.
Od. Bella.
            „Osz ty zła, niedobra! Zapamiętam ci to!”
Dziewczyna zaśmiała się cicho i ponownie schowała urządzenie.

                                                                  ~~~~~~*****~~~~~~

     W małym mieszkaniu rozniósł się głuchy odgłos szybkich kroków. Chwile później w korytarzu przed wielkim lustrem pojawił się Louis. Zaczął coś majstrować przy włosach i poprawiać ubranie. Podciągnął i opuścił nieznacznie swoje czarne rurki i białą zapinaną na guziki koszulę. Odpiął w niej dwa zatrzaski od góry przez co ukazało kawałek jego klatki piersiowej i tatuaż tam się znajdujący. Zbudzony bieganiną, lokowaty stanął w drzwiach.
    - Louis co ty wyprawiasz? – chłopak przetarł zaspane oczy, pod którymi widniały duże sińce świadczące, że nie spał zbyt dobrze tej nocy.
    - Mówiłem ci że wychodzę! – warknął poprawiając po raz enty swoje włosy.
    - A tak z tą … Blanką? – Harry zmarszczył brwi próbując sobie przypomnieć.
    - Bellą palancie! – rzucił wściekłe spojrzenie swojemu najlepszemu przyjacielowi, na którego twarzy malowało się wielkie zmęczenie i zrezygnowanie.
    - Oto pan Louis Tomlinson von „wole być singlem” – chłopak wymówił te słowa prawie bez żadnego entuzjazmu. Louis po raz kolejny posłał mu mrożące krew w żyłach spojrzenie.
    - Zamknij się i idź w końcu spać, bredzisz. – Na twarzy Zielonookiego pojawiła się mina ”dobrze, dobrze mamusiu”, poczym oparając się o framugę drzwi patrzył jeszcze chwilę na swojego przyjaciela, który ciągle przygotowywał się mierzwiąc włosy.
    - Lou, ogarnij się – przewrócił oczami – zostaw już te włosy, nie są takie ważne, wyglądają… nieźle.
    - Oj, Biedaku, biedaku – Louis pokręcił głową – Widzę, że w ogóle nie znasz się na modzie. Fryzura powinna wyglądać tak, jakbym niedawno wyszedł z łóżka… czyjegoś łóżka.
    - Dobra, załapałem aluzję geniuszu. – Harry rzucił wzrokiem na zegarek – Lepiej uważaj, żeby nie wyrzuciła cię z domu.
    - Co? czemu miałaby to zrobić?
    - Miałeś tam być o 16. Tak?
    - Tak – odparł ciągle poprawiając ubranie. Styles zatkał uszy.
    - Zobacz na zegarek. – Louis wykonał polecenie i wrzasnął na cały dom.
    - O cholera! – złapał kurdkę, szybko ubrał buty i krzyknął  – Idę, nie mogę się spóźnić! Spróbuj się nie zabić, kiedy mnie nie będzie!
    - Jasne! Baw się dobrze… -  szepnął Harry, który na samą myśl o dobrej zabawie od razu posmutniał.  Po krótkiej ciszy jednak dodał – Jak ci nie wyjdzie to kup sobie piwo, nie oddam mojego! – po mieszkaniu rozległ się pomruk i trzask drzwi.

                                                                ~~~~~~*****~~~~~~

       Louis zajechał przed dom dziewczyny i wyskoczył szybko z auta. Zostało mu jedynie parę minut a musiał wtglądać jakby czekał na nią wyluzowany. Dlatego oparł się o maskę swojego czarnego Mustanga, skrzyżował nogi kopiąc niechcący kamień i starał się rozluźnić.

                                                                ~~~~~~*****~~~~~~

    Bella cały czas stała przed oknem balkonowym wypatrując nadjeżdżającego Louisa. Mięła i zakręcała w rękach swoją firankę. Naprawdę była zdenerwowana, co zdarzało się jej dosyć rzadko przed randkami. Bała się że coś sknoci, albo że O ZGROZO! Louis tak naprawdę okaże się nudziarzem. Tego by nie przeżyła! Wtedy jej wzrok przykuł wjeżdżający na plac przed budynkiem czarny staroświecki samochód. Bella lubiła takie auta, jednak w tej chwili je ubustwiała, bo z niego wysiadł – nie to złe określenie, raczej wyskoczył Louis. Kobieta miała iść już do drzwi, ale postanowiła pooglądać szaloną szamotaninę Tomlinsona, który próbował znaleźć swoje miejsce. Kiedy w końcu wyłożył się na masce auta i skrzyżował nogi, blondynka opuściła swoje mieszkanie. Nie, na pewno wszystko wypali! Zachichotała i wyszła na spotkanie chłopakowi.

                                                           ~~~~~~*****~~~~~~

      Para stała właśnie na szarym parkingu, droga była dość krótka i dobrze, bo przebyli ją w prawie całkowitej ciszy. Oboje znali się dopiero od niedawna i nie wiedzieli o czym tak naprawdę mogliby rozmawiać. Louis miał nadzieję, że w drodze powrotnej będzie odwrotnie. Wyszedł z samochodu okrążył go potykając się nizdarnie, ale ze wszystkich sił starał się aby blondynka tego nie zauważyła, udało mu się. Kiedy podszedł do drzwi Belli te otworzyły się uderzając go w brzuch tak, że zrobił kilka kroków do tyłu. Dziewczyna widząc to wyskoczyła z pojazdu i w mgnieniu oka znalazła się przy Tomlinsonie. Jej niebieska sukienka za kolano falowała na wietrze, przykuwając wzrok chłopaka.
    - O Boże, Louis przepraszam… ja naprawdę, nie wiem, po prostu… ja – dziewczyna paplała bez sensu, czym wywołała śmiech u Louisa.
    - No to już wiem czemu prawdziwi gentlemeni wyginęli! Najpierw ich wykończyłyście a teraz narzekacie!     - dziewczyna wystraszyła się i oblała rumieńcem, ale widząc rozbawioną minę chłopaka, także się roześmiała.
    - Um… no dobrze. To gdzie mnie w końcu zabrałeś?
    - Zobaczysz… skarbie – ostatnie słowo dodał dosłownie sekundę później a dziewczyna spuściła głowę próbując niezbyt udanie ukryć niezręczność wpełzającą na jej twarz. Poczuła się naprawdę doceniona. Wtedy, jakby tego wszystkiego jeszcze było mało poczuła dłoń na swojej tali. Od tej pory przestała myśleć. Postanowiła dać ponieść się emocjom.

                                                              ~~~~~~*****~~~~~~

     Dzień był naprawę ciekawy Chłopak zabrał ją do oceanarium i do restauracji a teraz właśnie szli do kina.
    - No to co? Na co chcesz pójść? – dziewczyna rozglądała się po pomieszczeniu oklejonym różnorodnymi plakatami. Czytała opisy filmów, które mogły ją interesować, a Lou stał z tyłu dając jej wybór. Było mu obojętne na co pójdą. Ważne, że z nią. W tym momencie dziewczyna pojawiła się przed nim z ulotką w dłoni. No dobrze, było mu obojętnie, ale nie spodziewał się TEGO! Louis definitywnie nie chciał iść na żadne romansidło! Oczywiście, że niektórzy to lubią, ale na Boga! On był facetem! Nie chciał oglądać, jak jacyś aktorzy na ekranie migdalą się ze sobą i szepcą czułe słówka. Do tego czemu ten film był taki długi? Prawie trzy godziny! Większość filmów akcji nie trwa tak długo. Louis musiał spróbować przekonać Bellę do zmiany zdania, chociaż widząc iskierki w jej oczach był prawie pewny, że mu się to nie uda.
    - Um… Bell – dziewczyna nie dała po sobie tego poznać, ale bardzo spodobał się jej to, jak nazwał ją brunet. – O czym to?
    - Och, to taka wspaniała, romantyczna historia. Opowiadająca o miłości kochanków pragnących siebie pomimo przeciwności losu… - Dziewczyna opowiadała to z wielką pasją a Louis zapatrzył się na jej usta do momentu, kiedy poruszyły się wypowiadając jego imię.
    - Myh… sorki, mówiłaś coś?
    - Nie tylko pytałam, czy wolisz coś innego? – w oczach blondynki przygasły te świecące diamenty i Louis z westchnieniem zaprzeczył temu ruchem głowy.  „To tylko trzy godziny Tomlinson, wytrzymasz” Jest i tak lepiej, niż kiedy Liam zafundował im maraton "Toy Story"… w środku nocy, po męczącej próbie i budził każdego kto zasnął.

                                                                  ~~~~~~*****~~~~~~

 Pierwsza godzina filmu.

Bella siedziała podekscytowana w rzędzie na samej górze wraz z Louisem. Wierciła się na czerwonym fotelu układając swoją kurtkę,  torebkę czapkę i Bóg wie co jeszcze. Jednak wynagrodziła to Louisowi łapiąc go za rękę. Kiedy przeczekali półgodzinne reklamy i w końcu zaczął się film, blondynka wtuliła się w chłopaka, który starał się zrozumieć od samego początku o co chodzi w fabule. Początek dość fajny. Ktoś ginie w wypadku i dziewczynka trafia do domu dziecka. Chłopak z wyższych sfer opływa w luksusy i ma wszystko czego zapragnie. No i… no i właśnie na tym ciekawość się kończy, ponieważ później dziewczyna ma kilkunastu adoratorów i nie wie którego ma wybrać, a chłopak umawia się z wszystkimi laskami i wszystkie je potem rzuca. Louis wzdycha… jeszcze tylko dwie godziny.

                                                                ~~~~~~*****~~~~~~

Druga godzina filmu.

      Niebieskooki już nawet nie siedział, po prostu wyłożył się na szkarłatnym fotelu i patrzył martwym wzrokiem w ekran. Bella siedziała obok i wzdychała z przejęciem a szatyn tylko przewracał oczami. Bo niby co w tym niezwykłego? Dziewczyna w końcu zdecydowała się na jednego z otaczających ją chłopców, a kiedy dowiedziała się, że to nie ten brała następnego. Aż w końcu któryś ją zdradził. Potem okazało się żerobił to na okrągło, nawet z jej najlepszą przyjaciółką, z która zaszła z nim w ciążę. Wtedy właśnie Bella wbiła Louis'owi swoje długie niebieskie paznokcie dosyć mocno w rękę.
    - Jak on tak może? Nienawidzę takich typów! –dziewczyna wyszeptała cicho.  A szatyn popatrzył na nią niedowiewrzając. W tym momencie w  jego głowie kłębiła się myśl "Dlaczego kobiety tak przezywają filmy? Przecież to fikcja. A ona to niby co? Zmienia chłopaków jak rękawiczki. Każdy chłopak już dawno by oberwał” –  Nie powiedział tego na głos, bo kiedy zrobił podobną uwagę do innego fragmentu filmu Bella posłała mu spojrzenie mogące powalić każdego. Louis zacisnął szczękę i spojrzał na wyświetlacz telefonu, sprawdzając która godzina, po czym ciężko westchnął.

                                                            ~~~~~~*****~~~~~~

Trzecia godzina filmu.

        Louis leżał wyciągnięty na fotelu. Tak naprawdę to dopiero chwilę temu się obudził. Właściwie to z krainy słodkich marzeń wyszarpała go (dosłownie) Bella ciągnąc w dość mocny sposób jego ramię. Teraz blondynka ocierała policzki z kilku łez, które wypłynęły z jej oczu. Otóż właśnie główna bohaterka cała brudna z ziemi całowała się z bogaczem nie nagannie ubranym. Bohaterowie znajdowali się w jakiejś dziurze w ziemi, Louis nie wiedział jak ponieważ przespał ten moment. Delikatnie przetarł oczy wolną ręką, ponieważ drugą splótł z dziewczyną. Kiedy w końcu odbył się ślub i wszyscy żyli długo i szczęśliwie pojawiły się napisy końcowe. Na Sali rozbłysły światła i wtedy chłopak zobaczył zaczerwienione policzki Belli i pozostałości łez które starła kciukiem. Dziewczyna uśmiechnęła się.
    - Louis dziękuję za tą randkę, naprawdę było wspaniale. – Chłopak nie odpowiedział, za to złożył delikatny pocałunek na wargach blondynki. "Oj czego się nie robi dla kobiet" - pomyślał.
     Niebieskooki odwiózł ją do domu, a droga nie była już taka cicha. Rozmawiali ze sobą o różnych bezsensownych sprawach…

                                                         ~~~~~~*****~~~~~~

    - Louis powiedz mi co miał znaczyć SMS, który dostałem od ciebie? – Niall stał z uniesionymi brwiami.
„błagam ratuj, jeszcze jakieś 2,5 h i możliwa setka chłopaków!”
    - Byliście w klubie nocnym? – blondyn spojrzał na swojego przyjaciela, który patrzył na niego z ukosa.
    - Nie poszliśmy do kina, na romans…
    - O stary i co zasnąłeś? – blondyn w szerokich spodenkach i białej koszulce zajadał się chipsami. Lou kiwnął głową.
Chłopak zadławił się w tym momencie, przez wybuchający śmiech i spojrzał na starszego pytającym wzrokiem. – Nie zorientowała się? Dobra.. to nie jest normalne usypiać na randce… chyba.
    - Niall jakbyś ty musiał iść na film o miłości, to też byś przysnął– nastała chwila ciszy, Louis rozciągniety na kanapie znów przyciągnął wzrok farbowanego, który wpatrzył się w telewizor. – Nigdy więcej nie zabiorę dziewczyny na randkę do kina. Każda zawsze będzie chciała iść na jakiś romans.
    - Nom.. nie każda – wymamrotał blondyn z ustami pełnymi jedzenia.

    - Niall to jedna szansa na milion- Louis zrobił teatralny gest rękami w powietrzu. – Jeżeli taką spotkam to od razu się z nią umówię! – Oboje wybuchli głośnym śmiechem…