sobota, 1 marca 2014

Walentynkowy imagin Hexy cz. 2



     Witajcie kochani, niestety ferie dobiegają końca, ale cóż mówi się trudno. Przychodzimy do was dzisiaj z drugą częścią imagina. Będzie jeszcze jedna tak by zaspokoić waszą ciekawość ;)
Serdecznie zapraszamy na naszego drugiego bloga <klik>
Ostatnio natrafiłyśmy na fantastycznego bloga poświęconemu problemom. Dzisiaj pojawił się na nim projekt "Schudnijmy razem" polegać on będzie na wspólnym ćwiczeniu przez kilka tygodni. To wszystko dla naszego dobra, przecież każdy chciałby być zadowolony ze swojej sylwetki prawda?
Szczegóły na blogu: mamy-problemy.blogspot.com






       Chłopcy siedzieli w więzieniu od miesiąca. Mniej więcej poznali już reguły tu panujące i osoby, z którymi warto się zadawać. Niall okazał się „centrum towarzystwa” jak mówili chłopcy. Potrafił dogadać się ze wszystkimi, znał wiele szczegółów i plotek, a do tego nawet zaprzyjaźnił się z Tomlinson’em. Życie jakoś się toczyło, a grupa przyjaciół powoli się z nim oswajała, ale dzisiejszy dzień miał wyglądać trochę inaczej...
     - Zayn Malik – po Sali rozległ się donośny głos strażnika przepuszczony przez megafon – Masz widzenie.
 Mulat przełknął gulę rosnącą mu w gardle. Nie wiedział czego może się spodziewać. Cóż, kto mógłby go odwiedzić jak nie jego matka? Ale on nie miał odwagi się z nią widzieć. Poczuł pokrzepiającą rękę Liam’a na ramieniu i w końcu wstał z ławki. Każdy z nich już to przeszedł, tylko jeszcze nie on. Matka Li, odwiedziła go tydzień temu, chłopak zdradził im tylko tyle, że zakończyło się to interwencją strażnika, po czym zabroniono jej się widywać z synem. Nie chciał powiedzieć nic więcej, ale wszyscy dostrzegli czerwony ślad na jego ręce, którą zapewne zablokował cios. Kiedy dwa tygodnie temu Matka i brat Nialla go odwiedzili, chłopak wrócił przybity i załamany, nie odzywał i nie wychodził z celi przez kilka dni. Wtedy zaprzyjaźnił się z Louisem który, na ich prośbę czuwał nad blondynem, żeby nie zrobił nic głupiego. Koniec końców Tomlinson okazał się równym kolesiem.
Zayn wszedł do szarego pomieszczenia z czarnym stolikiem po środku. Na jednym z krzeseł siedziała jego matka. Na jej widok ścisną się jego żołądek. Miała zapuchnięte, czerwone oczy i okropnie bladą cerę. Kobieta ściskała w rękach swoją czarną koszulę. Brunet stanął jak wryty. Nie mógł znieś takiego widoku. A co gorsza wiedział że to przez niego. Strażnik mocno go popchnął, tak że stał prawie na środku sali. Tricia uniosła na niego swój zmęczony wzrok. Malik opadł na krzesło naprzeciwko niej. Zapadła głucha cisza. Kobieta patrzyła na syna, jednak ten nie mógł spojrzeć na nią.
     - Zayn spójrz, s-spójrz na mnie. – kobieta wydukała łamiącym zachrypniętym od płaczu głosem. – Zayn - chłopak uniósł wzrok. – Powiedz mi dlaczego, dlaczego coś takiego…
     - Mamo ja.. po prostu… chciałem pomóc...
     - I to uważasz za pomoc? – kobieta pękła i zalała się łzami. - Coś takiego? – mulat zacisnął palce tak mocno że aż zbielały. – Wiesz, że dziewczynki ciągle pytają? Co mam im powiedzieć? – kobieta skuliła ramiona i zaczęła w nie szlochać.
     - Mamo, przestań proszę. – Chłopak nie mógł wytrzymać, głos zaczął mu się łamać, ale musiał być silny. Resztę widzenia kobieta opowiadała o tym jak dziewczynki radzą sobie w szkole, jak tęsknią, o ich pierwszym zauroczeniu. Ani słowem nie wspomniała o gangsterach żądających pieniędzy.


                                                        ~~~~~~*****~~~~~~

W tym samym czasie.

      Liam i Niall siedzieli na ławce na spacerniaku, czując na sobie spojrzenie skinów i słysząc ich śmiech.
     - Ni, znasz ich? – Liam dyskretnie skinął głową na wytatuowanych łysych mężczyzn.
     - Em, tak jakby. – Blondyn dyskretnie spuścił głowę.
     - Na boga! Niall, co znaczy tak jakby? – brunet uniósł ręce w stronę nieba, jak na Londyn pogoda była dość ładna. Bezchmurne błękitne niebo i świecące jasno słońce. Zmrużył oczy, przed oślepiającym światłem i znów spojrzał na Nialler’a.
     - Cóż, wiem że raczej nas nie lubią…. I biorą. – blondyn spojrzał na Payne’a, który miał uniesioną brew prawię pod linie włosów. – Biorą, amfę.
     -  Zrozumiałem aluzję Nialler, ale skąd w więzieniu na boga Amfetamina. –Irlandczyk zaczerwienił się i spojrzał z lękiem w oczach na kumpla, który już otwierał usta żeby coś powiedzieć, kiedy przerwał mu głośny śmiech.
     - O proszę! - Chłopcy spojrzeli w stronę dochodzącego dźwięku. – Pan zły Bad-boy poszedł sobie na widzenie. Zostawiając nam na pastwę swoje owieczki. – skin pokręcił głową. – Bardzo źle zrobił. – Cała banda zaczęła zbliżać się do zdezorientowanych chłopców, i właśnie w tym momencie wkroczył Louis.
     - Przestań  Jack!  Ty, co ty masz do nich? – Tomlinson, uniósł brew i przyjął obojętną postawę.
     - Ojej, pan Wielmożny Louis Tomlinson, bawi się w niańkę? – Czwórka pozostałych mężczyzn zaśmiała się. Lou zacisnął pięści i rozluźnił je w przypływie emocji. Wściekłość aż z niego kipiała, w powietrzu wisiała bójka. Niestety Louis miał niewielkie szanse. Niall i Liam nie potrafili się bić, a sam w pojedynkę raczej nic by nie zdziałał. Właśnie, kiedy ogolony na łyso mężczyzna ruszył wolnym krokiem w stronę Tomlinson’a rozległ się nieco szalony śmiech.
     - Ojej! Jaci, jaci uspokój się. Złość piękności szkodzi – naprzeciwko grupki chłopaków stał lokaty chłopak z okularami przeciwsłonecznymi na nosie. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech przyozdobiony dołeczkami. Liam’owi wydawało się, że Niall westchnął z ulgą, kiedy go zobaczył.
     - Styles, ty pieprzona cioto! Nie mieszaj się! Tobie nic do tego! – Owy Jack zacisnął szczękę i zazgrzytał zębami.
     - Nawet nie wiesz ile mi do tego! Jeżeli obijesz mordkę tego tam farbowanego blondynka, to stanie się mniej atrakcyjny! A ja stracę na tym zbyt wiele… - Liam gwałtownie odwrócił głowę w stronę Irlandczyka, który zaczerwienił się pod jego sporzjeniem i odwrócił głowę w bok.
     - Styles, czy my o czymś nie wiemy - skin widocznie chciał zakpić z lokowatego, jednak ten go wyprzedził.
     - Oczywiście, że nie wiesz! – więzień przybrał na twarz wymowny uśmiech. – Nie wiesz, że jeszcze trochę Jaci i skończy ci się dopływ białego, magicznego proszku…  - oczy łysego powiększyły się, a on sam zaczął mamrotać coś niezrozumiale, po czym później opuścił chłopców razem ze swoją bandą.
     - No to Styles… - Louis zaczął – Czego chcesz? Nigdy nie robisz nic za darmo…
     - Owszem nie zaprzeczę. Ale nie chcę nic od ciebie – popatrzył na Nialla – Co ty na to blondi?  - Liam’owi opadł szczęka, chłopak odwrócił się do swojego przyjaciela.
     - Ni... Skąd ty… - Irlandczyk poniósł rękę w stronę przyjaciela.
     - Dobra, ile? z kim? I gdzie tym razem? – jeżeli Liam wcześniej był zdziwiony, to teraz prawie spadł z ławki.
„Niall i że co… kurwa?!”
     - Ha, ha! Cieszę się, że współpracujesz blondasku. No więc tak. Dwie tabletki ekstazy, Josh Lingwood cela sto dwanaście. Możesz negocjować cenę od sześciu dych w górę. – chłopak wzruszył ramionami – Drogo, ale  po pierwsze nie łatwo zdobyć coś takiego w więzieniu, a po drugie dopłaca za twoją śliczną buźkę. – Liam chciał już coś powiedzieć, ale ubiegł go Louis.
     - Czekaj, Niall diluje dla ciebie? Ten NIALL? – Chłopak zarumienił się i spuścił wzrok.
     - Cudownie nie? Wiesz jak wzrosła mi klientela?! – Liam’owi znów przerwano – Dobra, lecę na razie. Przyj do mnie później po towar! – Styles uniósł rękę na pożegnanie i odszedł. Irlandczyk nieśmiało spojrzał na przyjaciela i Louisa.
     -  Jakim w ogóle cudem ty… nie ważne. – Brązowooki pogładził zmarszczkę pomiędzy brwiami – Chyba musimy porozmawiać. Ale poczekamy na Zayn'a…


                                                          ~~~~~~*****~~~~~~


      - Czyli co? – mulat chodził w tą i z powrotem po celi swojej i Liam’a – Dilujesz? Tak od? – Niall skinął głową. – Od kiedy?
      - Od, od kilku tygodni. – Irlandczyk spojrzał Zayn'owi prosto  w oczy. Ten tylko spoglądnął na niego spod przymrużonych powiek. – od kiedy miałem widzenie. Harry przyszedł do mojej celi, kiedy nie było tam Tommo…
     - No nie! Ten przymuł  w mojej celi?! Jeszcze czegoś mi tam pewnie naniósł!
     - Nie martw się. Cały towar trzyma u siebie. Ja tylko go dostarczam. – wszyscy zwrócili głowy w stronę głosu Nialla. Dotychczas niepewny Irlandczyk siedział prosto pod ich przytłaczającymi spojrzeniami. W pomieszczeniu zapanowała cisza.
     - Bierzesz? – Mulat stojący przy wejściu do klitki skrzyżował ręce na piersi. Irlandczyk zamrugał oczami, jakby nie wiedział o co chodzi – Pytałem czy bierzesz - krzyknął podirytowany mulat.
     - Nie! – wykrzyczał i wstał ze swojego miejsca. – Nie! Ja tylko to rozprowadzam. Harry potrafi załatwić wszystko i po prostu… ja... – Horan opadł powrotem na siedzenie i rozpłakał się. Liam od razu podszedł do niego i zaczął go pocieszać.
     - Nie… nie wytrzymam. – chłopak zaczął mocniej szlochać -  Ja… ja naprawdę nie… nie biorę. Ja tylko…
     - Spokojnie Nialler. Uspokój się. Powoli. – Liam zaczął jeździć ręką po plecach niższego.
     - Oni i tak biorą. Ja… ja tylko negocjuję ceny i sprzedaję towar.  – w pokoju zapanowała nerwowa atmosfera. Ciszę w końcu przerwał Zayn.
      - Dobra. – wszyscy spojrzeli w jego kierunku. – Do póki nie bierzesz jest w porządku. – kamień spadł z serca Irlandczyka. – Nie było mnie ledwie godzinę… Macie jeszcze jakieś nowości?- wszyscy zebrani pokręcili głową.
     - Jak było na widzeniu zayn?
     - Póki co w porządku - odparł mulat, którego wzrok zatonął w podłodze.


                                                       ~~~~~~*****~~~~~~


Wysoki mulat wparował do swojej celi wściekły, uderzając ręką o obramowanie piętowego łóżka.
- Kurwa, do jasnej jebanej cholery! – Brązowooki przysiadł na podłodze i podparł się plecami o łóżko. – Dlaczego, dlaczego akurat teraz… - w pomieszczeniu uniósł się odgłos tłumionego szlochu.


                                                       ~~~~~~*****~~~~~~
W tym samym czasie.


     - Li, nie wiesz gdzie jest Zayn? Powinien już wrócić.
     - Taa, w sumie…
     - Helloooooł blondasku! – Lokowaty chłopak w okularach przeciwsłonecznych zjawił się nie wiadomo skąd. – Masz dzisiaj wolne?
     - Harry? Co tym razem? – Niall siedzący na ławce uśmiechnął się od uch do ucha.
     - cela 214. Cztery gramy amfy - Styles zmierzył wzrokiem zebranych. Liam wywrócił oczami.
     - Ni, naprawdę nic cię nie nauczył tygodniowy pobyt w izolatce? – chłopak spojrzał prosto w lazurowe oczy niższego – ciągle musisz zadawać się z tym błaznowatym idiotą? – lokowaty zaśmiał się szaleńczo.
     - A tak w ogóle co się stało temu waszemu kumplowi?
     - Co masz na myśli, Szalony palancie? – Louis odezwał się po raz pierwszy od dłuższego czasu.
     - No nie wiem. Mijałem waszą celę. – wzruszył ramionami – Robił tam małe przemeblowanie- wskazał palcem na Liam'a – Lepiej się pośpiesz, bo nie będziesz miał gdzie spać. – Styles zmierzył Payne'a wzrokiem . – Cóż… Zawsze możesz przyjść do mnie. – posłał im jeszcze szalony uśmiech obracając się kilka razy wokół własnej osi, po czym odszedł w przeciwną stronę.
- Co… To kurwa było…? – Liam siedział z otwartymi ustami.
- Nie przejmuj się. On czasami ma takie odpały. – Irlandczyk wzruszył ramionami. – Pewnie coś wziął. Chodźmy lepiej do Zayna…


                                                      ~~~~~~*****~~~~~~


      Kiedy chłopcy znaleźli się przy celi zastali bruneta skulonego przy łóżko i opartego o nie plecami. Wszyscy trzej natychmiast spojrzeli po sobie. Liam zrobił krok na przód.
     - Zay… Co się dzieje? – Pozostali chłopcy weszli zaraz za Paynem. – Zayn...- Kiedy ze strony mulata brakło jakiejkolwiek reakcji, Niall usiadł obok niego na podłodze i położył rękę na jego plecach.
     - Zaynii… co się dzieje? Wiesz, że ze wszystkim ci pomożemy, prawda? Nawet jeżeli trzeba by było coś ukraść…  - mulat zadrżał a Liam przybrał na usta melancholijny uśmiech. Pamiętał te słowa, to on pierwszy raz je wypowiedział. W wieczór kiedy Zayn przyszedł do nich i powiedział, że jego rodzina ma problemy.
     - Chłopcy źle do tego podchodzicie. – Louis mruknął prawie niesłyszalnie. Tak że tylko Li to usłyszał. Spojrzał pytająco na Tomlinson'a, ten posłał mu pocieszający uśmiech i mrugnął a następnie ryknął na cały głos.  Tak że mulat uderzył plecami na łóżko a farbowany Irlandczyk podskoczył na miejscu.
    - Zayn ty zdziadziała cioto! – Liam popatrzył na najstarszego z szokiem wymalowanym na twarzy. Louis nic sobie z tego nie robił tylko odparł już łagodnym tonem. – Zważając na to, że jutro będę miał przez ciebie okropną chrypkę, możesz nam łaskawie wyjawić co się stało? - Zayn wziął głęboki wdech i popatrzył na przyjaciół.
     - Oni się wcale nie odwalili – chłopcy spojrzeli na niego pytająco. – Ciągle grożą moim siostrom. Matka nie wie co robić… -  w tym momencie jakby trybiki przeskoczyły w ich głowach, wszystkich oprócz Lou..
     - Taaa, mógłbyś trochę jaśniej? Ciągle nie wiem o co chodzi. – Tutaj inicjatywę przeją Li.
     - Wiesz jak się Tu dostaliśmy prawda? – Lou skinął głową.
     - Za kradzież. Obrobiliście Jakiegoś tam jubilera. – Liam przytaknął.
     - Ale zrobiliśmy to nie dla pieniędzy… Znaczy w pewnym sensie… - widząc że Liam zaczął się plątać zaczął Horan.
     - Zrobiliśmy to dlatego, że ktoś groził rodzinie Zayn'a… Jego młodszym siostrą. Potrzebowali pieniędzy. – Malik zacisnął ręce w pięści przypominając sobie, że to przez niego wszyscy się tu znaleźli.
     - Oh, - to jedyne co był w stanie wydusić Louis. Spodziewał się, że chłopcy nie dopuścili się zbrodni bez przyczyny, ale nie wiedział że chodziło o coś takiego.
     - Nie mam jak im pomóc. – Zayn wyszeptał cicho z oczami wbitymi w przestrzeń.
     - Ej stary! – Niall wykrzyczał, a wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem – Coś wymyślimy! Damy radę! – Liam nie mógł uwierzyć. Ten mały cichy niepozorny irlandzki chłopiec jakiego znał wcześniej. Ten którego osłaniali na boisku pierwszego dnia szkoły przed Josh'em i jego bandą. Teraz siedział tam taki pewny siebie i zdeterminowany.
     - Blondi ma rację. Coś wykombinujemy. – Lou dołączył się do chłopaka.
     - Tak – Li uśmiechną się blado. – będzie dobrze Zayn.


                                                        ~~~~~~*****~~~~~~


     - Ha, ha, ha, - w pomieszczeniu zabrzmiał złowieszczy śmiech. – Naprawdę sądzicie, że uciekniecie z tego więzienia?
     - Harry! Ciszej proszę – siedzący w kącie celi blondyn jękną. – Nikt nie może usłyszeć!!
     - Taa, więc twierdzicie, że wy… czwórka chłoptasiów chcecie uciec z monitorowanego, strzeżonego więzienia? – Styles uniósł brwi wysoko.
     - My, - przerwał Zayn, a Louis prychnął. – My uciekniemy, ty razem z nami.
     - Och… - Styles wyszczerzył zęby ukazując dwa dołeczki – Więc mówcie…


                                                        ~~~~~~*****~~~~~~


     - Hej, Lou, um… denerwujesz się? Ja bardzo… - Dwoje chłopaków siedziało na piętrowym łóżku  wpatrzonych w pustą ścianę.
     - Daj spokój. Wszystko jest już załatwione. Dzisiejsza noc jest tą, w którą musimy to zrobić… - w pomieszczeniu zapadła chwila ciszy -  Musimy uciec. To jedyny termin. Następna szansa nadarzy się dopiero za trzy miesiące. Wtedy może być za późno – raz na trzy miesiące przyjeżdżała ciężarówka, która miała odbierać więźniów przeznaczonych do resocjalizacji. samochód przewoził ich do specjalnej placówki. To jedyny czas, kiedy strażnicy tracili czujność i wyłączyli większość zabezpieczeń.
     - Tak masz rację… uda się musi.
     - Musi – powtórzył, jak echo Louis.


                                                        ~~~~~~*****~~~~~~


      Piątka chłopców spotkała się pod celą Malika. Magnetyczne karty między zamkami cel jednak podziałały. Kraty nie zamknęły się i wszyscy mogli wyjść. W tym momencie chłopcy zobaczyli czuprynę ostatniej nieobecnej osoby - Stylesa.
- Wszystko gotowe? – Malik popatrzył na lokowatego.
- Jasne - uśmiechną się cwaniacko – Do towaru strażników dosypałem składnik pigułki gwałtu. A blodni – Harry mrugnął do Nialla – Dostarczył im towar bezbłędnie.
- Dobrze. Czyli monitoring mamy z głowy. – Harry nie silił się na słowa i po prostu skinął głową.
- Lou, na pewno mamy gdzie się zatrzymać? – Lou przewrócił oczami i wyszeptał.
- Taak, powtórzę ci to tysięczny raz, ale tak, mamy gdzie się zatrzymać. Mamy także bilety…
- Dobra… - Zayn wziął głęboki wdech. – Gotowi?- wszyscy skinęli głowami – Idziemy. – ostatnie dwa miesiące przygotowywali się do tej ucieczki, więc nie mogli teraz tego spaprać. Pierwszy etap należał do Niall'a. Korzystając z tego, że prawie wszyscy go znają i lubią, a reszta akceptuje, musiał ustalić dogodny termin do ucieczki. Już około tygodnia od swojego postanowienia, że się stąd wydostaną, wiedzieli kiedy to zrobią. 22.03. tak brzmiał termin. Niall dowiedział się od Barda, najstarszego skazańca, że od dawien dawna ten termin jest przestrzegany do wywozu więźniów., więc nie było dyskusji. Starzec za tą informację chciał jedynie tabliczkę mlecznej czekolady. Nie było trudno ją załatwić.
      W swoją akcję wciągnęli również Styles'a. Głównie dla tego, że strażnicy kupowali od niego prochy, więc z łatwością mógł przy nich pokombinować i uśpić ich na czas ucieczki. Mniej więcej w połowie pierwszego miesiąca przygotowań na dziedzińcu rozpętała się bójka, którą wywołał Zayn. Uderzył jednego z największych osiłków w więzieniu, trafił za to do izolatki na tydzień. Strażnicy uznali, że tyle mu wystarczy. Obrażenia były już wystarczającą karą. Podbite oko i potłuczone żebra oraz rozcięta warga. Wtedy właśnie Li przebywał w bibliotece miejskiej. Wszyscy strażnicy musieli stawić się na dziedzińcu, żeby opanować sytuację. A pani Wenns - bibliotekarka, jako, że jest niesamowicie ciekawską osobą również tam poszła. Mało kto odwiedza to miejsce, a tego dnia nie było tam nikogo. Liam skorzystał z komputera bibliotekarki, ponieważ tylko ten miał dostęp do bazy danych. Pozmieniał ustawienia tak, żeby w dniu przybycia konwoju byli jedynie ci strażnicy, którzy kupują towar od Harry'ego. Zdążył w sam raz zanim otyła kobieta wróciła. Więc drugi etap planu, był gotowy.
Następne zadanie znów wypełniał Niall. Musieli znaleźć dobre miejsce do podkopu, bo to był jedyny sposób by uciec. W końcu dowiedzieli się, że w więziennej piwnicy jest takie miejsce… Co prawda podłoga była wyłożona betonem, ale dalej był zapomniany składzik. Oczywiście wszyscy myśleli, że są to tylko plotki, które od lat chodziły po tym więzieniu. Inaczej połowa bandytów znikałaby niepostrzeżenie. Podobno wybudowano go podczas stawiania całego więzienia na żądanie ówczesnego celnika, aby miał gdzie schodzić się ze swoją kochanką, która była tutejszym psychologiem. Były to jedynie pogłoski, ale warte sprawdzenia. Więc Louis zgłosił się na ochotnika by pomagać woźnemu, dzięki czemu miał dostęp do piwnicy. Strażnicy zgodzili się ponieważ myśleli że chce się zresocjalizować. Tajnego pomieszczenia szukał prawie pół miesiąca i już tracił nadzieję. Jednak okazało się że ów składzik znalazł wcześniej woźny i po prostu zaczął w nim składować mopy, wiadra i temu podobne. Niebieskooki chciał przywalić głową w mór! Przecież był w tamtym miejscu niezliczoną ilość razy. Jak mógł tego nie zauważyć?! I dopiero staruszek musiał mu to powiedzieć, przy kubku herbaty!  Podłoga była wykonana z drewna, do tego dość przegnitego, więc dalej poszło dosyć łatwo. Na zmianę z Liamem, zajmowali się stopniowym podkopywaniem tunelu. Dziurę zasłaniali dekami, które wcześniej ściągnęli i do tego zastawiali koszem na śmieci, tak na wszelki wypadek. Tunel sięgał do połowy spacerniaka, dalej nie można było działać, ponieważ kopiąc go natrafili na skałę. Nie wiedzieli jak ją ominąć, więc nie ryzykowali. Tunel wylotowy nie rzucał się w oczy, ale dla bezpieczeństwa zastawili go ciężkimi stołami, które dzisiejszego popołudnia odsunęli.  Po dwumiesięcznych przygotowaniach byli gotowi i teraz zmierzali ku wolności.
Teraz znajdowali się przy zejściu do piwnicy, odetchnęli głęboko. Woźny na szczęście nie zamknął drzwi, choć i na taką ewentualność byli przygotowani. Liam nauczył się otwierać zamki wytrychem, co mogło się kiedyś przydać. Wśliznęli się cicho po schodach, i pomknęli  prosto do składziku. Wtedy Zayn i Liam jako najsilniejsi odsunęli ciężki kosz i podnieśli belki. Niall i Louis spojrzeli po sobie z niepewnością. Jasne Lou kopał ten tunel, ale nie wiadomo, czy po przeciwnej stronie nie będzie strażników. Nabrał głęboko powietrza do płuc i wypuścił je ze świstem. Ku jego zaskoczeniu nawet szaleniec Harry nie próbował rzucać jakimiś kiepskimi żartami.  Po prostu stał tam w milczeniu i patrzył na dziurę przez swoje przyciemniane okulary.
       Wszyscy stali tam chwilę niepewni, ale w końcu Styles pochylił się i skoczył do tunelu, który okazał się tak wąski, że trzeba było się czołgać na kolanach i łokciach. Za lokowatym skoczył Nialler, zaraz po nim Zayn, Louis a na końcu Liam przykrywając jeszcze jak najdokłądniej deski, by jak najdłużej zmylić ewentualny pościg. Kiedy Li dotarł do końca z ziemi pomogła mu wyjść silna ręka Zayna,. Gdy stanął na nogi poklepał go po ramieniu, a potem wszyscy schowali się za stojącą tam furgonetką. Do innej stojącej przed drzwiami zapakowano właśnie szalonego Jo, z zali naprzeciwko Styles'a. Niall zdążył go trochę poznać. Chłopak siedział za handel kradzionym towarem. Wydawał się być miły, jednak Harry nie raz ostrzegał go przed nim. Zayn dał im znak ręką i wszyscy ruszyli w stronę ogrodzenia. Louis upadł przed nim na kolana wyciągając sekator, który sam wyniósł z asortymentu woźnego. Jednym ruchem rozciął płot i wyślizgnął się za niego, a za nim podążyła cała reszta. Adrenalina towarzysząca im przy tym była niesamowita. Ciągle bali się, że ktoś za nimi zawoła, że ktoś ich zauważy. Jednak z drugiej strony to, że niedługo mogli być wolni, poczują smak normalnej kawy, zobaczą prawdziwe domy, odwiedzą swoich bliskich. Już niedługo… jeżeli się uda. Kiedy cała piątka była już za murami twierdzy, zaczęli uciekać w stronę pobliskiego lasu. Był niewielki, ale jednak mógł dać im schronienie na trochę czasu.
Biegli przez cały czas. Jednak, kiedy dotarli w sam środek puszczy Zayn się zatrzymał i wrzasnął na całe gardło - Jetseśmy wolni! - Liam od razu do niego doskoczył.
     - Zamknij się idioto!! Mogą nas usłyszeć.
     - Li, - Zayn złapał go za ramiona – Rozumiesz to jesteśmy wolni! Wolni!
     - Nie długo pobędziemy, jeśli będziesz się tak wydzierał. – Liam próbował powiedzieć to oschle, ale na jego twarzy gościł radosny uśmiech. Po odwróceniu się w lewo ujrzał rozradowanego Niala gadającego z Louisem, a koło nich podążał szalony Harry, który właśnie przybił piątkę chłopcom Irlandczykowi